Opowieść o naszej Hani, o naszej wspólnej drodze i codziennych przygodach.

sobota, 6 października 2012

18 luty


W końcu nastał dzień kiedy poczułam ruchy Małego Żuka :)

Na początku delikatne, nie widoczne na zewnątrz.
Mówiłam do Taty Żuka, zobacz zobacz, dotknij. Nie było czuć. Więc tylko ja miałam wielką radość.
Mijały dni, tygodnie, miesiące aż w końcu nastał dzień ujrzenia światła dziennego przez naszą małą fasolkę. Radość była, jednak nastąpiła ona dopiero jak opadło zmęczenie, jak wróciliśmy do domu, jak załatwiliśmy wszelkie podstawowe prawne sprawy. Początkowo niepewność co robić, jak, czy dostaje jeść ile potrzeba, czy oddycha, czy nie za ciepło, nie za zimo, i w ogóle mnóstwo pytań, zmartwień ... 
Każdy przez to przechodzi :) przy kolejnym dziecku jest zawsze łatwiej i spokojniej.

Pierwsza kontrola Małego Żuka po urodzeniu i prośba o skontaktowanie się z lekarzem metabolicznym, ponieważ ciemiączko jest bardzo malutkie. Ok nie ma sprawy. Potem wizyta u innych lekarzy, jak to przy małym dziecku. Trafiliśmy też do neurologa, Pani skierowała nas do rehabilitanta, ponieważ Żuk miał wzmożone napięcie mięśniowe, co często jest u maluchów. Ok nie ma sprawy. 
W drugim a może nawet trzecim miesiącu życia rozpoczęliśmy spotkania z Panem Pawłem. Przyjeżdżał do nas powiedzmy raz na tydzień. 
Udaliśmy się również do lekarza metabolisty, za małe ciemiączko, nie podawać witaminy D3. 
Kolejna wizyta u neurologa (podobno bardzo dobry), Żuk wolno się rozwija, ale nadgoni - cóż tu się martwić

W poradni metabolicznej dopiero po pół roku Pani Metabolistka (do tego czasu poziom witaminy D3 był utrzymywany na granicy, żeby szwy czaszkowe nie zarosły za szybko) stwierdziła, że należy iść do neurochirurga i zobaczyć co z tymi szwami czaszkowymi. A przyczyna tego stwierdzenia, był fakt, ze Żukowi przestała rosnąć główka. Neurochirurg na dzień dobry zdiagnozował, że z kośćmi jest wszystko ok. Ma troszkę mniejsze jedno oczko, ale tak to czaszka według niego jest w porządku i prawidłowo wygląda, na ile to możliwe :) Dostaliśmy od niego namiary na Pana Neurologa, który stwierdził, że natychmiast mamy zrobić badania genetyczne i cytomegalie i toksoplazmozę. Żuk według niego jest opóźniona i wolny w reakcjach.
Kolejny krok to wizyta w poradni genetycznej, gdzie Pani Doktor stwierdziła, że Żuk może i odbiega trochę od dzieci w jej wieku, ale z drugiej strony każde dziecko rozwija się w swoim tempie. Powiedziała, że nie ma u niej zmian typowo dla małogłowia, jednak należy sprawdzić (jeśli inne badania są ok, genetycznie co w trawie piszczy). Pani doktor to też neurolog więc tam ją powyginała i wyciągnęła od nas informacje o nas i rodzinie. Stymulacja jest dalej wskazana oraz badanie na zgodność chromosomów do wykonania. W międzyczasie trafiliśmy do neurologa, który przyjmuje w przychodni gdzie zaczęliśmy z Żukiem dojeżdżać do naszego rehabilitanta. Tam wyszło, że Żuk ma zawieszki i należy wykonać EEG głowy i rezonans magnetyczny. Zgodność chromosomów, kariotypy wyszły prawidłowo.
 
 W międzyczasie jeździliśmy do poradni audiologicznej, w której badania słuchu nie wychodziły raz na jedno raz na drugie ucho. Co nas bardzo przytłaczało.

Jedynym na tą chwile miłym akcentem, były spotkania z Panem Pawłem, który z wielką cierpliwością i, można powiedzieć nawet, miłością, ćwiczył z Żukiem dzielnie. Podtrzymywał nas na duchu i pomagał swą wiedzą. 

Po wykonaniu badań, oprócz rezonansu, bo na te badania czeka się długo, przez przypadek trafiliśmy do Pani Doktor Teresy. W ciągu dwóch dni załatwiła nam pobyt w Centrum Zdrowia Dziecka.
Wycieńczeni wizytami u lekarzy i brakiem informacji o co chodzi z Żukiem, przyjęliśmy to z radością, że może coś w końcu się ruszy ...

I się ruszyło :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz