Opowieść o naszej Hani, o naszej wspólnej drodze i codziennych przygodach.

wtorek, 25 lutego 2014

Obecność

Tak myślę sobie ile mnie tu nie było i niestety muszę przyznać, że prawie dwa miesiące.
Stwierdzenie nie było czasu jest żadnym wytłumaczeniem. Zawsze w tak zwanym międzyczasie można coś zrobić, przygotować, napisać, wymyśleć, zorganizować, wkleić ....
To się nazywa lenistwo, i tak muszę się przyznać w całym zamęcie postanowiłam być leniem ;)

Hania próbuje nadrobić brak ćwiczeń przez migdałkowy przypadek. Dzielnie uczęszcza na zajęcia, choć musimy przyznać, że budzenie jej koło 6:30 jest dość dużym wyzwaniem. Śniadanie owszem zje, w mniejszej ilości ale zje. Pozwoli łaskawie się ubrać, w samochodzie nawet poimprezuje gadając jak najęta i skutecznie wystukując różne rytmy stopami, dojeżdża do ośrodka, gdzie nagle
opada jej obudzenie się. Ziewa niemiłosiernie i widać, że jest to pierwszy czas na drzemkę ;) Spróbowaliśmy kłaść ją wcześniej spać, żeby rano była zwarta i gotowa na ćwiczenia, nie pomogło. Wcześnie ją budziliśmy, żeby miała chwilę spokoju na obudzenie się, nie pomogło. Nasze działania nic nie dają, Hania odzwyczaiła się od porannego wstawania. Tzn w tygodniu, bo w weekendy opanowała to do perfekcji ;)
I tak to z Hanią sobie "walczymy" o poranku :)
Dodatkowo delikatnie zmienił się na chwilę grafik zajęć. Przedszkole "odpadło", Pani Hania na pewien czas zawiesiła swoje zajęcia, a nowy terapeuta Pan Jakub dopiero zaczyna poznawać
naszą Hanię. Mam nadzieję, że współpraca będzie owocna. Hanka początkowo była spięta na pierwszych zajęciach, ale po ok 40 minutach kompletnie nie chciała do mnie wracać. Na zajęciach była opowiadana bajka, dzieci kopały piłkę, Hania słuchała i uczestniczyła siedząc samodzielnie na krzesełku (oczywiście z asekuracją Pana Jakuba :) ), potem zapoznawała się z dziećmi i wyglądała na plac zabaw. Dużo się działo i widać było, że Hanka jest wniebowzięta. Pan Jakub jest fizjoterapeutą a z Hanką ma mieć zajęcia SI. Na razie umówiliśmy się na zajęcia w grupie i w trakcie najwyżej będziemy modyfikować nasze pomysły. Może uda się większą ilość godzin w przedszkolu spędzać?? Oby, trzymamy kciuki!!!
Kolejną zmianą jest Pani Agnieszka, do której Hania uczęszcza na zajęcia już hoho długo. Dodaliśmy do jednych zajęć drugie, dzięki czemu dziewczyny pracują ze zdwojoną siłą :) raz ośrodek raz dom. Rozwiązanie rewelacyjne, gdyż Hania może się oprócz wykonywania czynności z Panią Agnieszka uczyć pracować w domu, a nie tylko w ośrodkach. Mi np jest trochę łatwiej ją zmobilizować teraz do zabawy - nauki. Nie ukrywam, że obecnie dzięki zajęciom w domu kolejne pomieszczenie zostało zaadaptowane przez zabawki Hani. Jak chcemy zjeść obiad w kuchni przy stole to najpierw musimy pozdejmować z niego wszystkie pomoce i zabawki Żuka ;) koszyczki, maskotki, kasztany, ryż, książeczki znalazły swoje nowe miejsce ;) na szczęście blat pozostał mój :) i zlew też ;)
I tak co jakiś czas otrzymuje dowody hmm no pracy Hani z Panią Agnieszką

 Żaba wskoczyła na głowę Hani, hoho posiedzę tu sobie trochę :) na pewno mnie nie ściągniesz!!
W tej pozycji fakt kompletnie Dziecko nie miało ochoty ściągać gada z głowy, ale ... jak tylko zasłonił on oczy to fiku miku i z głowy żaba hyc została ściągnięta :) A to troszkę leniuszek mały z tej Hani i zamiast szybko rach ciach ściągną to musiała odczekać swoje ;)
 Kolejne zmiany pewnie wkrótce, choć i tak w danym momencie jest wszystko ustawione w sam raz. 
Dwa zajęcia w tygodniu (no raz trzy) oraz po jednym w weekend to jest naszym zdaniem wystarczająco. Zawsze można przedobrzeć a nie o to tu chodzi. Choć i tak zajęć jest cała masa :)
Ach zapomniałam dodać, że udało nam się nabyć nowy mebel. A dokładnie schody dla Hani, które w pocie czoła w najgorsze zamiecie zostały przywiezione pociągiem z miasta Poznania przez kolegę z pracy. Jestem mu wdzięczna przeogromnie, że chciało mu się to taszczyć, i biegać po dworcu z peronu na peron w najzimniejszych dniach tej zimy. A potem z drugim kolegą przywieźli je do pracy i wtargali aż do mego stanowiska pracy. Nie powiem, że mnie nie zaskoczył "ogrom" tych schodów. Nie wiem dlaczego, ale myślałam że będą mniejsze. Niestety ale moja wyobraźnia przestrzenna jest marna ;) ale schody są cudne!!! Hania pięknie przy nich stoi w swym łuseczkach lub innych butkach. Oglądałyśmy w pewną piękną sobotę jak to nasi rodacy zdobyli dwa złote medale, Zbyszek i Kamil, na początku wspierając się na łokciach na schodach a potem traktując je jako sofę. A skoki Kamila były naśladowane z najwyższego schodka, a kończyły się na najniższym. Z przyczyn technicznych nie uwieczniłam, rąk mi trochę zabrakło ;) Hania wychodziła z siebie jak ich oglądała ;) szczerze powiedziawszy to bardzo jej się olimpiada podobała. Zaczęło się od oglądania
zjazdów narciarskich jeszcze przed Soczi. Potem otwarcie i same zawody już w Soczi, co weekend towarzyszyliśmy zawodnikom w zmaganiach na śniegu. Hanka najbardziej jednak lubiła skoki narciarskie. Tata wraz z nią skakali z każdym skoczkiem. Potem obydwoje padali jak kawki, mokrzy, zmęczeni, głodni i spragnieni ;) należy im się wielki medal za wytrwałość!!!