Opowieść o naszej Hani, o naszej wspólnej drodze i codziennych przygodach.

czwartek, 27 czerwca 2013

Zmiany zmiany i jeszcze raz zmiany

Mały Żuk wspiął się na Dużego Żuka :)
Udało nam się w końcu rozpocząć procedurę zdobycia dla Hani orzeczenia o potrzebie kształcenia specjalnego. W sumie z naszej strony pierwszy krok to umówić się na wizytę w Poradni Pedagogiczno Psychologicznej, a następnie zdobyć wszelkie potrzebne papierki:
- zaświadczenie od lekarza, nasz Pani Neurolog szybko zajęła się dokumentem :)
- opinie od terapeutów - dłuższa historia ...
- wniosek o wydanie orzeczenia,
- xero dokumentacji medycznej.
Na początku trochę czułam się zawiedziona, że spotkanie z Panią Psycholog będzie dopiero za miesiąc, jednak jak już doszło do wyznaczonego dnia, cieszyłam się, że mieliśmy czas na zebranie papierków - moje ulubione zajęcie w opiece nad Hani ;)
Powód zadowolenia?  Poprosiłam każdego z terapeutów o przygotowanie opinii o Żuku Małym. Dzięki późnym terminie wizyty w PPP wszyscy mieli dużo czasu na przespanie się z tematem i na spokojnie przygotowania opinii i nie postawiłam nikogo pod murem, czego bardzo nie lubię. Zresztą zawsze jest łatwiej kiedy nie trzeba czegoś robić w try miga, ale w paręnaście dni miga :)

wtorek, 25 czerwca 2013

Czerwcowe lenistwo

I ponownie Hania wygrała los na loterii :)
A co wygrała? 5 prezentów. Dużo nie? A dokładnie to środę, czwartek, piątek, sobotę i niedzielę z Rodzicami!! To się staje coraz częstszym prezentem dla niej, i to mega przemyślanym :)
Może stanie się to tradycją ??? Byłoby rewelacyjnie, choć nie do końca realne niestety.
Robiliśmy wiele rzeczy, nawet bardzo wiele jak na główkę Małej Hani.
Były ćwiczenia, spacery, jazda autkiem tu i tam, załatwianie spraw odkładanych, wizyta u Pani Doktor Rehabilitacji, fontanny, sklep ogromny, konsultacje u Pań specjalistek od AAC, spotkanie z Rodziną, zwiedzanie stadionu narodowego, leżenie na trawie, konsumowanie na powietrzu posiłków, spanie, wizyta w NFZ ...
Dawno tak dużo nie podróżowaliśmy po naszym cudnym wcale nie zakorkowanym, pełnym przeuroczych i prawidłowo jeżdżących kierowców, mieście. Nie to, że narzekam, nie nie. Po prostu były chwile grozy i wciskania przeze mnie hamulca, a auta nie prowadziłam ani razu.
Winda na Radomskiej
Hania była non stop gotowa na nowe przygody. Zaparkowywanie auta wywoływało euforię u Żuka i ciekawość w oczach. Przyjmowała wszystko z radością i zainteresowaniem. Nie było ani jednego miejsca, które Hania potraktowała bez ciekawości.

sobota, 15 czerwca 2013

Dla Miecia ...

Zauważyłam, że ostatnio ciężko znaleźć dla Hani coś wyjątkowego ... czy do ubrania, czy do zabawy, czy do miecia. Na rynku jest bardzo dużo produktów, w sumie zalani jesteśmy wszystkim, i bardzo trudno znaleźć to coś. Trzeba naszukać się, aby znaleźć wyjątkową rzecz, albo mieć wielkie szczęście, sokoli wzrok. Kupujemy wiele przedmiotów nie zawsze nam potrzebnych, bo są ładne, śliczne, chcemy mieć coś nowego, przyciągającego wzrok, i przecież jak to mogę tego nie mieć. Następnie przynosimy do domu, przez jakiś czas używamy, a potem odkładamy na półkę, na której i tak i tak jest mało już miejsca. 
Doszłam do wniosku, że czas zacząć kupować na prawdę wyjątkowe rzeczy, dla których jest miejsce zarówno w domu jak i w naszym życiu, aby je używać i nie odstawiać na półeczkę. Nie zawsze są to rzeczy tanie, czasem kosztują troszkę ponad przeciętną, ale wiem, że warte są ceny i wiem że będę to używać. Każdy zakup jest przemyślany, mija parę dni, tygodni zanim tego nie kupię, a i jak już wezmę do ręki, czy kliknę zakupione, i kaska już poleci, to i tak i tak myślę czy aby na pewno?? Przychodzę do domu i już wiem! Tak to było to :) 
Ale to są moje, mojego męża, nasze decyzje ... a co z prezentami? Tu już może być mały problem. Hania jest mała i rzeczy dla niej na rynku jest tysiące, nie każdy wie co dla niej jest dobre, co będzie sprawiało, że się tym zainteresuje. Dlatego zawsze boję się podarków. Boję się, że będzie to coś co odłożę i nie spełni oczekiwań kupującego. 
A teraz do sedna ...
Hania dostała od Cioci prezent na Dzień Dziecka. Opowiadała mi o nim, ale nie zdążyłam poczytać o nim, z czym się je, o co chodzi. Powiedziała mi, że to nowość na rynku, a ja do nowości jakoś mam lekko sceptyczne podejście. I Hania dostała małą czerwono-biało-czarną paczuszkę. Rozpakowaliśmy zaraz po weselnym przyjęciu, z samego rana w niedzielę. I wiecie co???

Hanka siedziała z Tatą ponad godzinę przed komputerem i oglądała płytkę z filmami!!! Godzina to jest o wiele ponad max co Hanka wytrzymuje przed ekranem. Byliśmy zadziwieni. Jej skupienie na warzy, uśmiech, zabawa. Po prostu bomba, i tak jest za każdym razem kiedy włączamy jej tą płytkę. A co to jest? A są to Sokole Oczka firmy Canca. Nowość na rynku, przeznaczone dla maluszków od pierwszych miesięcy. Na początku są obrazki, które się pokazuje dziecku, a następnie płytka z filmami. Wszystko oparte jest na 3 kolorach - czerwonym, czarnym i białym oraz na figurach i różnych kształtach, które połączone tworzą np żabę, motyla, buzię itd itp Nie udało mi się jeszcze obejrzeć całej płytki, jednak to co widziałam było moim zdaniem super przemyślane. Oprócz filmów, które zmuszają dziecko do śledzenia wzrokiem tego co dzieje się na monitorze, jest też bardzo miła muzyczka, która pozwala na skupienie się i zrelaksowanie. 
Obecnie prezent został przekazany Terapeutce Hani, żeby sprawdziła czy dzieci w ośrodku tak samo zareagują jak Hania. Kolejne Panie są w kolejce :) Cieszę się, że nie tylko one nam podpowiadają nowinki dla Hani, my też, dzięki Cioci, możemy coś im nowego pokazać.
I to był fantastyczny prezent!!!!
Są też inne ich produkty, na razie poza naszym zasięgiem poznawczym, ale polecamy!!!!
Kolejny, a może bardziej kolejne, to są prezenty od Kuzyna Taty Hani, który odwiedził Stolicę tego weekendu z całą Rodziną :) Dziś rano zajęliśmy się zakupieniem prezentów dla Bliźniaków. Ciężko było ponieważ nasza dzielnica została sparaliżowana przez Bieg wielu ludzików.
Straciliśmy przez to mnóstwo czasu, nie było miejsca na zaparkowanie, potem wypakowanie Hani i wózka między autami i ulicą, następnie bieg przez płotki zastawione dla aut, a na końcu poszukiwanie sklepu, który się zgubił. Jak to my zawsze mamy dziwne przygody! Ale udało się zakupić dwa odpowiednie prezenty :) Bliźniaki były/są zadowolone! :) A Hania otrzymała prześliczne dwie sukieneczki, koszulki i co najważniejsze, skarpetki!!! (ostatnio chodzi w mocno za małych). I to również były jak najbardziej trafne prezenty :) 
Oby tak dalej :) 

wtorek, 4 czerwca 2013

Tany tany

Weekend jak zawsze minął bardzo szybko, nawet jeśli trwa troszkę dłużej niż standardowy.
Nigdy nie pojmę fenomenu pędzika przy wolnych dniach. Spędziliśmy go w pełni razem z małymi przerwami.
Czwartek leniwy i ze smakołykami od Babci Hani. Odsypialiśmy po nocnych przygodach Hani. Biedna miała napad bączków i wirujących nieprzyjemności w brzuszku. Skończyło się na pół godzinnej kąpieli w wannie i różowiutkiej skórze, a potem radosne odgłosy spod kołdry dały znać, że czas na spanie :)
Mamagama.pl
Piątek Hanulka spędziła mną i mym Tatą. Pojechaliśmy na zajęcia do Pana Pawła i Pani Marty na Wrzeciono. Ćwiczenia były super, jak zwykle brak zdjęć bo pochłaniają mnie w pełni i obserwuję jak to Hania jest uczona przez terapeutów nowych czynności. Pan Paweł wyginał Szkraba, Hania przepięknie ćwiczyła choć jak zawsze musiała dać znać, że trzeba się nią interesować i zabawiać. U Pani Marty uczyłyśmy się pić z kubeczka Medeli oraz z kubeczka Doidy Cup. Osobiście jestem za Doisy Cup, polecam wszystkim z problemami picia. Może nie jest tak tani jak medeli, ale dzięki nim widać jak dziecko pije i jest na tyle duży, że dziecko może samo trzymać. Będziemy dzielnie próbować wprowadzać w życie nową metodę picia :) w niedzielę wybraliśmy kisiel owocowy, jednak nie do końca przypadł Hani do gustu i tylko troszeczkę go wypiła, ale ważne że chciała się uczyć.
I tu też huśtanie było w dechę :)
W połowie piątkowego dnia, umówiłam się do fryzjera. Długa wyczekiwana wizyta, chciałam Hanię podrzucić aby delikatnie wyrównać jej włoski. I co, po długich poszukiwaniach budynku i innych przygodach po drodze, w końcu pełna radości chciałam wejść do salonu, ciągnę za drzwi, zamknięte. Pukam, cisza. Nagle patrze na okno, a tam karteczka, że dziś tylko do 14. Zdziwiłam się, bo umówili mnie na 14:15. Nic to, szkoda tylko, że był to salon bardzo polecony, koleżanka zadowolona, chodzi od lat i ... nic to więcej się tam nie wybiorę. W trybie pilnym, znalazłam inny salon, gdzie Pani profesjonalnie obcięła Hanię. Byłam zaskoczona szybkością i precyzją ruchów!!! Będziemy tam jeździć, bo warto!
Rodzinne pogaduszki
Sobota była dla Hani dniem pełnym wrażeń. Jeszcze nigdy tak długo nie spędziliśmy czasu w zgiełku, hałasie i na powietrzu wśród bzykających wesoło komarów :) zaczęło się od drzemki na samym początku ślubu w kościele, potem Hania wyspana, pełna werwy podpowiadała Państwu Młodym co mają mówić w trakcie przysięgi i głośno dyskutowała o kolorach w oknach i wielkiej przestrzeni. A organy i śpiew wprawiły Żuka w osłupienie. Ruszyliśmy do sali na przyjęcie i obiadek. Rosół został pochłonięty w trymiga przez Małą. Głodna była niemiłosiernie, drugie danie już mniej pochłaniała, za to Tata był wniebowzięty, bo zjadł dwie porcje :) Do momentu braku muzyki DJa  było wszystko w porządku Hania obserwowała wszystkich gości i całe otoczenie.
Tato Tato tam są drzewa :)
Jak tylko usłyszeliśmy pierwsze dźwięki muzyki, czym prędzej czmychneliśmy na dwór na taras. Jak to na weselach/przyjęciach było stanowczo za głośno. I tak i tak Hanki głowa jak tylko drzwi się otwierały, szybko skręcała się w stronę hałasu i zaciekawienie wygrywało ponad wszystko. W międzyczasie zjedliśmy kilka posiłków, Hania huśtała się na huśtawce, próbowała zjechać na zjeżdżalni, była rozrywana między Babcią a rodzicami, przyglądała się każdemu kto do nas podszedł, z jednymi wchodziła w konwersację lub grę mimiczną, a z drugimi nie miła ochoty rozmawiać. Wszystko było dla niej nowe, wielkie i dziejące się szybko. Ale mimo to zainteresowanie wygrywało. Zachowywała się po prostu rewelacyjnie, nie mogliśmy wyjść z podziwu, że nasze obawy były kompletnie nie potrzebne. Widać było już pod wieczór, że jest mocno zmęczona, jednak dalej trzymała głowę w pionie i nie chciała aby cokolwiek ją ominęło :)
Wskoczyliśmy do auta i udaliśmy się do Dziadków na nocną drzemkę. Hania jak tylko poczuła pod całym ciałem łóżko, dostała zastrzyk energii i rozpoczęła opowiadanie Dziadkom co to ona dziś nie robiła, czego nie widziała, hohoho !!! Mogłaby tak pewnie całą noc, ale rano czekał ją basen ostatni przed wakacjami i trzeba było wcześnie wstać, więc pobrałam Dziecko i w trymiga padła snem sprawiedliwym.