Opowieść o naszej Hani, o naszej wspólnej drodze i codziennych przygodach.

wtorek, 26 maja 2015

Dzień Mamy

  To dzień kiedy większość mam ma przemyślenia na temat swoich dzieci, swojego życia z nimi :)
To Mamy najczęściej są zawsze przy dziecku, zarówno w chwilach szczęśliwych jak i trudnych. 
Mamy zajmują się całym światem swoich pociech w każdym etapie ich życia. 
Mama pamięta o szczepionkach, kontrolnych wizytach, jedzeniu, pieluchach, zabawkach, terminach, przedszkolach, szkołach, urodzinach, spotkaniach, zaopatrzeniu szafy, czystych uszach ;) ...
Mama smaruje kolana jak są zdarte, czyści ręce po zabawie z farbą, ukaja ból, gdy dziecko wpadnie na coś, ubiera, przebiera, zawsze w torbie ma coś dobrego lub przydatnego, podtyka smakołyki...
Mama to łatwe słowo do wypowiedzenia i często dzieci wymawiają je jako pierwsze.
Mama jest zawsze tam gdzie jest potrzebna a jak jej nie ma to za sekundę jest.
Dołączyłam do grona Mam prawie 5 lata temu. Początki były trudne, sam poród zabrał mi dużo sił, jednak na szczęście Hania nie była zbyt uciążliwym niemowlakiem. A nawet jeśli była to już nie pamiętam tego :-)
Pierwsze dwa lata Hani były wędrówka po lekarzach, cotygodniowe wizyty, badania, układanie terminów rehabilitacji. Ciągle szukanie co się dzieje, ciągły stres, niedospanie, przemęczenie. Pamiętam z tego czasu tylko najważniejsze rzeczy. Wiem, że wiele znajomych przestało nimi być. Pozostali tylko najbardziej wytrwali, najbardziej nam bliscy. Potrafili wybaczyć brak czasu, humory, brak komunikacji. Jednak jak już się spotkaliśmy pilnowałam, aby Hania nie była jedynym tematem całej wizyty, po opowiedzeniu gdzie byliśmy, co się dowiedzieliśmy, przechodziliśmy do rozmów o życiu naszych znajomych. Oni nie pocieszali nas, nie mówili będzie dobrze, wszystko się ułoży, po prostu byli wysłuchali, coś podpowiedzieli, poddali pomysł rozwiązania niektórych spraw. Pamiętali o wizytach i zaraz po nich dzwonili po szczegółowy raport. Dzięki też nim jakoś się moja głowa nie załamała się. Wiem, że zawsze mogę na nich liczyć, nie tylko jeśli chodzi o Hanię, ale też i o codzienne życie.

Pomocą byli też nasi rodzice, początkowo nie znali szczegółów, ale w końcu jak już mieliśmy szersze dane przekazaliśmy im. Stanęli z nami i zgłosili swoją pomoc i obecność w dalszych dniach,  tygodniach, miesiącach, latach... Bez nich nasze życie byłoby o wiele trudniejsze. Na czele wsparcia stoją nasze Mamy, które zajmują się Hanią jeszcze lepiej niż nami jak byliśmy mali. Mają dla niej mnóstwo cierpliwości, życzliwości i miłości.  
Był to czas kiedy chociaż byłam mamą nie myślałam o tym. Nie zastanawiałam się nad tym. Nie było na to czasu. Dopiero rok temu przy dniu mamy zrozumiałam, że to też mój dzień. Że mogę powiedzieć tak jestem Mamą, mam córeczkę, Hanię, Małego Żuka :-)
Od pewnego czasu obserwuje małe dzieci. Nie porównuje Hani do nich, już po sekundzie widać wielka przepaść między nimi. Przyglądam się jak biegają, rozmawiają z rodzicami, jedzą chrupka, piją napój, zmieniają pozycję w wózku np z siedzącej na klęczącą, przekładają z ręki do ręki przedmioty...
Czy jest mi przykro?? Na pewno. Patrzę i zastanawiam się czy Hania nauczy się tego, czy jej główka podoła tak trudnym czynnością. Czy da rade komunikować się z nami. Przekaże nam choćby, że chce jeść, pić, bawić się. Teraz domyślamy się tego wszystkiego. Decydujemy co zje, kiedy, co założy na siebie, czym będzie się bawić, każdy jej krok to my.
Mimo wszystko jest dla mnie największym skarbem, największym szczęściem. Jest bardzo pogodnym i silnym człowieczkiem. Jej poranny uśmiech, jej kicanie i zaczepianie, jej kichanie w czasie jedzenia, jej stukanie butkami w aucie, jej zagadywanie, jej śmiech - daje energię, siłę do dalszych działań. Jest ciężko, a czasem nawet bardzo ciężko, jednak nie zamieniłabym się z nikim.
Boje się przyszłości,  może nie tej za 10 lat, bo wtedy jeszcze będziemy w stanie się Hanią zajmować, opiekować. Boje się co będzie jak ona będzie w moim obecnym wieku. Czy będzie samodzielna na tyle, aby sama zadbać o siebie? Czy będzie obok niej ktoś kto jej pomoże?
Czasami jak budzimy Hanię rano na zajęcia czy do przedszkola jest potwornie nieprzytomna, mam wtedy ochotę odwoływać wszystko i zostawić ją w domu, z ćwiczeń wraca umęczona z workami pod oczami. Ciężkie i trudne ma życie. Zajęcia mocno ją wyczerpują, chciałoby się ich zorganizować więcej i więcej, aby uczyła się, ćwiczyła, zdobywała nowe umiejętności, ruchy... Jednak jest bardzo cienka linia, która można przekroczyć i jej organizm może się zbuntować. Ćwiczenia mogą przestać przynosić efekty a sama Hania może być przestymulowana. Odpoczynek jest jej bardzo potrzebny. Tylko pytanie jak należy ułożyć tydzień zajęć by nie przekroczyć tej linii? Czy teraz co robimy to nie jest za mało, a może za dużo?
Takie przemyślenia coraz częściej witają w mojej głowie.
Nie jest łatwo, ale nie narzekam, chciałabym aby Hania była szczęśliwa,  tylko czy damy radę jej to zapewnić?? Czy wszystko co się dzieje w okół niej jest odpowiednie?
Chciałabym, aby w końcu mogła spędzać czas jak dziecko a nie biegając z miejsca do miejsca patrząc na zegarek i licząc czas od zajęć do zajęć, a w międzyczasie jeszcze utrwalając co było ćwiczone.
Chciałbym też móc poświęcać jej więcej czasu i być przy niej nie tylko w biegu, nie tylko na niektórych zajęciach.
Chciałbym, żeby Hania była szczęśliwa,  czuła się kochana i bezpieczna.
Co mam zrobić aby moje "chciałabym" stały się realne?
Jak pokierować sobą, rodziną?
Jaką drogę wybrać?
Czy nasze decyzje są prawidłowe?

Wszystkim Mamom życzę dużo wytrwałości i miłości oraz czasu dla swych pociech :-)
 
Zasłuchane w radiu z rana, polecam:
 

piątek, 22 maja 2015

Jesteśmy ....

Cisza......
Zero informacji....
Powód? 
Czas? Brak motywacji?  Zabieganie? Napisze później? Dodam jutro, dam radę!
A może pojutrze? W weekend na pewno mi się uda! Co to ja miałam zrobić?!
I tak mija dzień za dniem, tydzień za tygodniem, miesiąc za miesiącem. I co?  I pustka.
Dużo zmieniło się u nas przez ostatnie pół roku. Podsumowując mogę jedynie stwierdzić, że wszystko mamy do góry nogami :-)
Hania w przedszkolu odnajduje się znakomicie! Uwielbia to miejsce i Opiekunki, które zaskakują mnie co i rusz. Aż miło do nich przychodzić i czasem mam ochotę zamienić się w dziecko i zostać z nimi. Zawsze uśmiechnięte, zabierają dzieci i już ich nie ma, impreza w sali jest na całego. Hania radośnie gaworzy po swojemu praktycznie przez cały czas, zaczyna jak ją oddajemy a jak odbieramy to hmm nie kończy tylko dalej nawija. Opowiada nam cały swój dzień a Opiekunki się śmieją, że gada aż ją czasem proszą o chwile ciszy :-) zresztą nie tylko ona tak nadaje :-) Bomba to przedszkole :-) ciesze się, że się zdecydowaliśmy. Że przełamaliśmy swój lęk i obawy i podjęliśmy krok do przodu. Jest to z wielkim pożytkiem dla Hani co widać gołym okiem. Ostatnio było podsumowanie naszego Szkraba i szczerze powiedziawszy sami się domagaliśmy o minusy Hani ;-) były ochy i achy co oznacza nie tylko, że Hanka rozwinęła się, ale też że to przedszkole i ludzie tam pozytywnie działają na naszą pociechę. Za co chylimy czoła i stokrotnie im dziękujemy!!!!
Dodatkowo udało nam się zrealizować plan bardzo długoterminowy :-) na razie wszystko jest na najlepszej drodze do finalizacji, mimo różnych przeciwności, komplikacji, ale szczegóły za jakiś czas. Totalnie to zmieniło nasze życie i mam nadzieje, że jeszcze bardziej je urozmaici!



Chcielibyśmy serdecznie podziękować wszystkim za każdą złotówkę jaka wpłynęła na konto Hani w fundacji :-) jesteśmy wdzięczni za pamięć i chęć pomocy. Prosimy nie zapominajcie o nas a dokładniej o Hani :-)
POMOC DLA HANI dzięki Fundacji Dzieciom Zdążyć z Pomocą
1% podatku przy rocznym rozliczeniu pit - krs nr 0000037904 z dopiskiem 16552 KOWALSKA HANNA
Darowizny można wpłacać na subkonto Hanny w Fundacji
nr konta 61-1060-0076-0000-3310-0018-2660
z dopiskiem 16552 KOWALSKA HANNA, DAROWIZNA NA POMOC I OCHRONĘ ZDROWIA



Dzięki Waszemu Procentowi i darowiznom Hania uczęszcza na zajęcia rehabilitacyjne, odbywa wizyty u specjalistów a ostatnio nawet udało nam się zdecydować na wyjazdowy turnus rehabilitacyjny :-) jesteśmy zadowoleni z efektów i na pewno będziemy kontynuowali wyprawy do ośrodków.
W tym roku planujemy też kilka nowych sprzętów dla Szkraba,  zaczynamy już poszukiwania i wywiad środowiskowy. Niestety NFZ refunduje cześć kosztów i Wasze wpłaty pomogą nam w zaopatrzeniu Hani w najlepsze urządzenia, które będą korygować jej postawę i siad. Już powoli powoli zbliżamy się do ich "klepnięcia" :-)


Hania jest nadal pogodnym i rozgadanym dzieckiem. Tą radością i pozytywnym nastawieniem zjednuje ludzi i wybiera samych wyjątkowych rehabilitantów, lekarzy i miejsca. Dzięki temu każdy dzień jest dla nas wyjątkowy i nawet pobudka o 5 rano może przerodzić się w niezapomniany poranek. Jej śmiech i gaworzenie to najpiękniejsze podziękowania jakie możemy usłyszeć :-) widać że ostatnie pół roku jest dla niej bardzo cenne i wypełnione nowymi bodźcami, wrażeniami. Pozwoliło nam to na pokazanie Hani naszej miłości,  zaangażowania i bliskości. Były momenty kiedy jedno z nas nagle znikało na dłuższy czas, co do tej pory nie miało miejsca i Hania dzielnie znosiła rozłąkę. Nie odbyło się bez chwil smutku, zagubienia jednak nauczyła się, że mimo, że nie jesteśmy całą rodziną,  może na nas liczyć i czuć się bezpiecznie. Nauka dotyczyła całej naszej rodziny i świetnie daliśmy sobie radę. Szczególnie na 3 tygodniowym turnusie rehabilitacyjnym z dala od domu, z dala od codzienności.
 
Obiecujemy, że wracamy tu, będziemy pisać i pokazywać jak wygląda świat Hani. Koniec laby, koniec niezapowiedzianych historii. Stopniowo będę dodawała wpisy, które powstały dawno temu i czekają w ukryciu na dopracowanie i dodanie zdjęć. Blogspot uczy cierpliwości i pokory. Układ wszystkiego zajmuje bardzo dużo czasu a zdjęcia zawsze są na początku w miejscu, w którym nie chcemy a na końcu potrafią zrobić psikusa i poprzestawiać się mimo naszych starań. I człowiek już ostatkiem sił kończy posta i stara się nie liczyć ile czasu dodawał jedno malutkie zdjęcie ;-) ale nie marudzimy tylko działamy, wstąpiła w nas nowa siła :-) oby na długo!!!  
Zacznę może od wpisu który powstał w lutym, tuż przed wyjazdem na nasz pierwszy turnus rehabilitacyjny. Dużo stresu było od chwili gdy otrzymaliśmy telefon, że tak to już ten czas, że minęło pół roku i nadeszła nasza kolejka, że mamy się pakować i fru do Ameryki. Pierwotnie dostaliśmy ok tygodnia na przyjazd, w głowie milion myśli, planów, terminów, zobowiązań. Panika co zrobić jak to ułożyć, po krótkiej naradzie przenieśliśmy termin wyjazdu o miesiąc. Pozwoliło nam to dokładnie ułożyć plan działania,  dokończyć zobowiązania i spokojnie przygotować się do wyjazdu, a napisałam tak:
Za parę dni ruszamy na nasz pierwszy turnus rehabilitacyjny!!!  Mój lęk jest ogromny. Jedziemy aż na trzy tygodnie do Ameryki. Szpital w środku lasu nad jeziorem, cudne miejsce, jak oglądałam zdjęcia. Opinia dobra wśród lekarzy i terapeutów. Choć wszyscy w pierwszym momencie myślą o zupełnie innej Ameryce i pytają o wizy, o podróż :-) dużo śmiechu było dzięki temu. A to dwie trzy godziny drogi od nas, pod Olsztynkiem :-) Spakowanie nawet nie rozpoczęte. W głowie milion pomysłów co tu zabrać, jak tam będzie, ile zajęć, jakie zajęcia, czy jedzenie będzie dobre tzn np nie z soda, czy pokój będzie ciepły, jak daleko będzie do stołówki czy na zajęcia, czy śnieg nas zasypie czy będzie mokro,a może wiosna zawita już, jak Hania zniesie rozłąkę z tatą,czy będzie chciała ćwiczyć,  czy terapeuci będą jej odpowiadać, kiedy zrobię pranie, czy dam radę z Hanią, czy się nie rozchorujemy, czy wystarczy mi sił, czy czy czy.... I tak od miesiąca mi wszystko krąży w głowie. Nie śpię przez to najlepiej. W pracy też dużo. W domu jak zawsze jest co robić. A dzień na złość kończy się za szybko, noc mija w mgnieniu oka. Znajomi i rodzina zaniedbani, dziwią się, że nie dzwonię w każdej wolnej sekundzie czyli w drodze do pracy, na zajęcia, do domu, na spotkania... Ten czas poświęcam na wyciszeniu się,  na podejmowaniu decyzji,  ułożeniu planu działania. Nie narzekam nic a nic. Wszystko jest wynikiem naszych decyzji,  które podejmowaliśmy wspólnie. Trafił nam się czas skumulowany ;-) damy rade jak zawsze!
I co pojechaliśmy :-) była zima, jesień i wiosna, brakowało pory roku lata ;-)  kompletnie nie narzekaliśmy na pogodę nawet wręcz przeciwnie . Wyjazd bardzo pozytywnie oceniamy. Hania i ja byłyśmy bazą, dołączyli do nas tata, babcie dwie i dziadek. Każdy miał swój czas z nami i uczył się co, jak i kiedy. Stresprzeżywaliśmy wszyscy, jednak w rezultacie udało się i wróciliśmy cali i zdrowi z nowymi doświadczeniami. Nie było łatwo, początki były najtrudniejsze. Hania wyczuwała napięcie, a i sama nie rozumiała gdzie jest,  co od niej wszyscy chcą i gdzie jest ukochany Tata!!! Z dnia na dzień, z zajęć na zajęcia wszystko się układało :-) Hania dzielnie ćwiczyła przez całe 3 tygodnie :-) w ciągu dnia miała ok 8-9 zajęć, czas na spacer czy zabawę był ograniczony. Już niedługo cały opis wyprawy!

A tymczasem szykujemy się do małego remontu w naszym gnieździe :-) i znowu mnóstwo pracy a dzień na złość nie chce się wydłużyć :-)
Ale my dzielne Żuki damy radę,  jak zawsze na straży stoją dziadkowie i przyjaciele!!!  Ehh bez nich byłoby ciężko!!!!!  Są niezastąpieni i wspaniali!!!