Opowieść o naszej Hani, o naszej wspólnej drodze i codziennych przygodach.

piątek, 26 lipca 2013

Fioletowy przecinak

Jakiś czas temu, rok lub dwa lata, a może bardziej dwa lata temu, jadąc na wakacje postanowiliśmy zakupić Hani wózek spacerówkę. Się naszukaliśmy, nazastanawialiśmy, olaboga co to było, jak zawsze daleka droga do sfinalizowania i zakupu wózka. Wybraliśmy wtedy normalny wózek, spacerówkę bez żadnych dodatkowych potrzebnych Hani elementów. Dlaczego? Może to jeszcze do nas nie docierało, że nie ma co kupować innego sprzętu niż sprzęt dla niepełnosprawnych. Kupiliśmy czerwone zło, łatwo składające się, nie zajmujące dużo miejsca w aucie, prowadzące się nawet nawet. Z czasem Hania wymusiła na nas zakup lepszego, bardziej dostosowanego do jej potrzeb pojazdu. I tak trafił do nas stingrey, również czerwone zło, z którego w sumie jesteśmy zadowoleni (pomijamy fakt, że za taką cenę mogli bardziej dopracować szczegóły, które dla użytkownika są ułatwienie w przemieszczaniu się). Czerwone zło nr 1 zostało przewiezione do Dziadków, gdzie Hania od czasu do czasu nocuje ze względu na bliskość ośrodków i zmniejszenie ilości godzin, które Żuk Mały by spędzał w aucie. Stingrey, ciężki i duży, nie wywoływał zadowolenia w momencie potrzeby pokonania paru schodków przy wejściu na klatkę a i winda okazywała się delikatnie za mała, a drzwi wejściowe w starej kamienicy totalnie odmówiły współpracy. Decyzja podjęta jedno czerwone zło u Dziadków a drugie w domu.
Ostatnio Babcia Hani zaczęła nam przekazywać delikatnie, że spacerówka się skurczyła! Hania ma nóżki wiszące, zjeżdża całkowicie z siedzenia, ma mało miejsca. Burza mózgów. Wyjazd po łuski pozwolił na sprawdzeniu sklepów, gdzie mogliśmy naocznie sprawdzić wygląd i funkcjonalność spacerówek dla dzieci z mózgowym porażeniem. Niektóre wózki na zaskoczyły wielkością, wykonaniem, ceną, dostępnością. Od słowa do słowa, od strony do strony, od telefonu do telefonu ... znaleźliśmy wózek, nawet nie drogi (dodatkowo była promocja), nawet nie brzydki, ale za to długi jak jasny gwint. I tu nastąpiliśmy na mały zgrzyt. Czy aby się zmieści do Dziadkowego wozu, najczęściej on będzie Dziewczyny przetransportowywał i to jeszcze ze spacerówką. No to siup, jedziemy do sklepu. Mały sklepik, mało miejsc, dużo sprzętów różnych, regałów, a my w 5 dorosłych, Hania, z 3 torbami (nie pytajcie dlaczego tak dużo, bo sama się tym przeraziłam), z rowerem próbowaliśmy w tym tyci tyci pomieszczeniu oglądać wózek. Hania jak królowa była oglądana czy wszystko jest dopasowane do jej potrzeb. Jak już każdy szczegół został sprawdzony doszło do prób składania wózka, i to dopiero była frajda. Miejsca nie ma a my siłujemy się ze złożeniem i rozłożeniem, a to Tata, a to Dziadek, a to Mama, a to Babcia, masakra ;) Na koniec zostałam ranna a wózek się zaciął i ani rusz nie chciał się rozłożyć :( zmusiło nas to do zmiany wyboru koloru. Miał być niebiesko czarny, kupiliśmy różowo czarny. 
Decyzja klepnięta, faktura wystawiona, składka rodzinna została wymuszona, jakoś nikt wcześniej nie pomyślał, żeby wziąć gotówkę! Wszyscy opróżnili portfele i wybraliśmy się na obiad do Dziadków. Umbrella była nasza :)

Po obiedzie wspólnie postanowiliśmy zapoznać się z nowym nabytkiem. Pierwszy test - złożenie wózka jeszcze przed sklepem, aby go umieścić w wozie, został oblany. Spacerówka nie chciała się złożyć. Przerażeni popatrzeliśmy na siebie i hmm nie odblokowaliśmy pleców i stelaża uffff poszło. No to siup parę przecznic dalej na obiadek. Wyciągamy wózek i hmm nie rozkłada się. Stres nas dopadł. Spokojnie pchnęliśmy kawałek rurki i stoi czarnoróżowe zło przed nami :) w bramę, po schodkach i stoimy przed windą. O kurczaki nie mieści się. Już nie stres ale śmiech nas ogarnął. Wszystko było mierzone wcześniej, drzwi, auto, wszystko to co nam do głowy przyszło, ale o windzie nikt nie pomyślał. Ale znając spryt mego Męża, wcisnęliśmy woza i fruuu do góry. Kolejny test w drzwiach wejściowych, przodem nie, skosem nie ... no to składamy. Ale nie nie nie Mąż postanowił jeszcze raz, i krok po kroku wjechaliśmy!!!! Radość wielka! Po obiedzie uczyliśmy się obsługi oraz ustawiliśmy wszelkie pasy i podnóżek. Oj natrudziliśmy się, straty to rozcięty palec Babci. Było nas czworo i szczerze powiedziawszy długo zajęło nam poznawanie Umbrelli, chyba z 3 godziny przygotowywaliśmy pojazd do używania a i testy składania i rozkładania były wielokrotne. Zmęczeni udaliśmy się na zasłużoną drzemkę. Nikt nie spodziewał się, że taki wóz nas tak wycieńczy. Były i momenty grozy, kiedy to Dziadek z Tatą Hani chcieli uciąć kawałek rurki od podnóżka a Babcia chciała im ten pomysł wybić z głowy. Prawie dostali ścierką po głowach ;)

Jest czarnoróżowe zło i ma elementy potrzebne Hance. Jest klin, zagłówek, pokrowiec na nogi (w zimę, na jesień w sam raz), barierka, pasek, który Hania może pomiętosić, podnóżek (regulowany), koszyk na drobiazgi (bardzo małe drobiazgi!), odpowiednia wysokość wózka, niestety nie ma pelotów, ale już opracowaliśmy możliwość ich zastąpienia, a i delikatnie wózek jest skomplikowany. Babcia się trochę przeraziła, dzielnie składała go i rozkładała paro krotnie, krzycząc na nas żeby nie podpowiadać :)
Wózek jest produkowany w Łodzi, nawet byliśmy w fabryce. Oby służył jak najdłużej :)

sobota, 20 lipca 2013

Pan Dyrektor

Chyba nigdy nie nauczymy się uwieczniać Hani w wyjątkowych sytuacjach. Jakoś ucieka nam z głowy fakt, że warto zrobić w danym miejscu zdjęcie. 
I tak też oczywiście było w przypadku kiedy to Dyrektor przedszkola zaprosił nas na spotkanie. 
Ku mojej radości Hania wchodząc do budynku od tzw kuchni, bo są wakacje i przeprowadzają remont, ani razu nie zesztywniała, ani razu nie ułożyła swoich rączek w gest strachu, obawy. Cały czas była zainteresowana tym co się dzieje wokół, jak Pan Dyrektor mówił, jak oglądaliśmy sale dzieci, sale zajęć, ogólnie przedszkolne korytarze. Była grzeczna, pozwoliła nam spokojnie rozmawiać, sama wtrąciła czasem parę słów, ogólnie była zaskakująco inna niż na np wizytach u lekarza. Tak jakby wiedziała, że to jest miejsce dla niej.
Byliśmy pod wrażeniem jak Hanka przyjęła to miejsce.
Stare zdjęcie ale piękne :)
Początkowo rozmawialiśmy o rozpoczęciu przez Hanię przedszkola od września, czyli za półtora miesiąca. Stopniowo nasza rozmowa przeszła w wykorzystanie WWR (wczesne wspomaganie rozwoju), w stopniową adaptację dziecka do uczęszczania na docelowe zajęcia. Ciężka to decyzja co zrobić, jaką opcję wybrać. Wiadomo, że mamy na prawdę super zespół, który się opiekuje Hanią. Każdy z terapeutów ma swój udział w tym jaka jest Hania na dzień dzisiejszy. Trudno jest od tak podjąć decyzję z kogo rezygnujemy, u kogo zostajemy i dalej kontynuujemy terapię. Jeśli nie znam osób pracujących w przedszkolu, nie wiem czy rezygnując z Pani X otrzymam Panią Y, która bedzie tak dobra lub lepsza od Pani X. W danej chwili nie mogę rezygnować z czegoś co znam na coś czego kompletnie nie znam.
I tak drogą krętą doszliśmy do wniosku, że przedszkole owszem tak, ale za chwilkę. Pan Dyrektor powiedział, że na dzień dzisiejszy ma miejsce w grupie przedszkolnej dla Hani, nie chciałby jednak aby Hania była np tylko 2 dni w tygodniu na cały dzień, bo to delikatnie mówiąc nie o to chodzi. WWR jest mocno oblegane, i zajęcia są jeden do jednego (terapeuta-dziecko), czeka się na to dłuuuugo. I tak od słowa do słowa zdecydowaliśmy wspólnie na pół WWR pół przedszkole. Dziwnie brzmi, ale naszym zdaniem jest najlepszym i najtrafniejszym pomysłem dla Hanki.
Wiadomo, że za rok Szkrab pójdzie do przedszkola do normalnej grupy, wiadomo, że cały czas będziemy jednocześnie uczęszczać do niektórych obecnych terapeutów, w WWR zgodnie z oświadczeniem mamy zajęcia ruchowe, logopedyczne i psychologiczno-pedagogiczne. I łącząc wszystko wymyśliliśmy WWR w grupie. Hanka będzie przychodziła na określony czas do grupy przedszkolaków i będzie udzielała się społecznie :) jest to coś co obecnie u nas kuleje. Wszystkie zajęcia, na które Hania jeździ są jedno do jednego. Będąc gdziekolwiek widzimy, jak Hania się garnie do innych, jak szuka kontaktu  z innymi osobami niż rodzice. Musimy to pociągnąć, dać jej szansę na rozwój społeczny. Dorośli nie do końca są dobrymi partnerami, bo są dorośli, a z dziećmi Hanka mało się spotyka :(
Obecna kolejność wydarzeń najbliższych to: Łuski, WWR przedszkolne, Migdałek.
Rok temu n spacerze z Tatą w Lesie Kabackim
Są wakacje, czas relaksu, spokoju, odprężenia a ja mam same zagwostki w głowie. Dawno się nie denerwowałam, nie "trzęsłam" się przed jakimkolwiek spotkaniem. Oczekiwanie na te 3 wydarzenia, wprawiają mój nerwowy system w ruch :) zastał się i mam zakwasy ;)

A nie dodałam najważniejszego. Przedszkole o którym mowa, znajduje się tzw rzut beretem od nas! Biorąc pod uwagę ilość km, które Hania pokonuje w tygodniu, jest to dla nas dar z niebios. Jeśli wszystko wypali, Hania odetchnie, a my razem z nią. Będzie spokojniej, pewniej a i łatwiej.

środa, 17 lipca 2013

Urodziny

Lipiec 2012
STO LAT    STO LAT !!!!!
Dziś mijają trzy lata od pierwszej chwili gdy ujrzeliśmy Hanię na naszym świecie. W sumie to tak jakby to było przed chwilą, a wszystko co się działo to tak bzyk i mamy dzień dzisiejszy.

Rano wyruszyliśmy po łuski do Łodzi. Nasz prezent dla Hani :)
Lipiec 2013
Droga minęła nam bardzo szybko, trafiliśmy bez większego kręcenia. Nawet udało się nam być przed czasem :) Hania była bardzo zainteresowana nowym miejscem, odmówiła jedzenia, picia, rozglądała się na wszystkie strony. Chciała nawet podebrać zabawkę dziewczynce, ale na szczęście udało się temu zapobiec. Samo przymierzanie łuski średnio ją interesowało, trochę była zła że ograniczamy jej wyprost stopy. Panowie sprawnie wsadzili stopy do przezroczystego buta, a potem do łuski. Narysowali parę kresek i poprosili o chwilę na przycięcie materiału. Hania miała chwilę na spacer i łyk picia. Następnie otrzymała prywatne łoże i mogła się wyciągnąć. Zadowoleni, że po podróży Hania ma szansę na chwilę relaksu, skorzystaliśmy czym prędzej z leżanki. Ale Hanka ani myślała żeby leżeć, zaczęła się wiercić, a to na boku, na brzuchu, na plecach, znowu na boku i podgląda dziewczynkę spacerującą w nowych łuskach, potem siada, i się buja, a to chcę do ściany gdzie było mnóstwo naklejek, a to do zlewu pełnego różności.
Po kilkunastu minutach byłam zmęczona jej pilnowaniem, Panowie jakby wyczuli sytuację i pojawili się z przyciętymi bucikami. Fachowo włożyli na nóżki, z lekką pomocą rodziców, bo ktoś strasznie walczył. Śmialiśmy się, że Hania pokazuje jaką ma moc, żeby z nią nie zadzierać :) Na końcu postawiliśmy dziecko na podłodze i zadaniem Hani było zrobić kilka kroków. Czekaliśmy i czekaliśmy, w końcu jeden z Panów (a już było ich trzech ;) )Hani pomógł. Głupio jej się zrobiło przy takiej audiencji i na sam koniec zrobiła dwa kroczki. Następnie zobaczyła swoją torbę i postawiliśmy ją przy leżance, żeby mogła się nią pobawić.
Pięknie stała i nóżki miała ustawione prawidłowo. Zuch Dziewczyna.
Jak zwykle zauroczyła całe otoczenie :)
Za tydzień, dwa dostaniemy gotowe łuski. Akurat na turnus u Pana Pawła :) ucieszy się!
Powrót do domu był szybki i pełen okrzyków Hani w aucie. Jeden okrzyk aż nas wystraszył, bo wyłonił się nagle w pełnej ciszy podróżnej :) obiad zjedliśmy na stacji benzynowej, bo ktoś mocno zgłodniał a potem trasą szybkiego ruchu wróciliśmy do domu.
Wyjazd męczący. Odwiedziliśmy dodatkowo sklepy ze sprzętem rehabilitacyjnym, szukamy wózka spacerówki dla Hanki i nie możemy się zdecydować który wybrać. Spacerówka, którą mamy musimy wymienić. Jest już za krótka, nie ma pelotów ani klina i Hania źle w niej siedzi. Nie wszędzie możemy jeździć że stingreyem. Coś mi się wydaje, że trochę nam czasu zajmie to szukanie. Ale damy radę. Dodatkowo szukamy fotelika do auta. Tata Hani znalazł nawet fajny, tylko cena nas zaskoczyła bardzo. Wyszłoby pewnie koło 5tyś, w zależności jakie dodatki byśmy wybrali. Dobry, jednak cena jest zabójcza. Odrzuciliśmy myśl o jego posiadaniu. Szukamy czegoś bardziej przystępnego dla zwykłych śmiertelników.
Rezultat wizyt w sklepach: mamy dwa wózki do przemyślenia oraz dostaliśmy na próbę pieluchy. Ponieważ od dziś Hania ma 3 lata, to przysługuje nam refundacja na pieluchy :) Musimy tylko znaleźć sklep/aptekę, gdzie będą chcieli nam dostarczać pieluchy. I jak tu odpocząć od decyzji i załatwiania spraw?

Podsumowanie minionego roku:
- Hania zaczęła samą siadać,
- Wydaje coraz więcej dźwięków,
- Udało się zorganizować kompleksowe ćwiczenia dla Hani,
- Migdał trzeci został odkryty i idziemy na jego pozbycie się,
- Kupiliśmy wózek i fotelik rehabilitacyjny, oraz matę perełkową do kąpieli,
- Byliśmy dwa razy nad morzem,
- Uzyskaliśmy orzeczenie o potrzebie kształcenia specjalnego oraz o WWR,
- Hania porusza się pełzając,
- Hania reaguje na głos i często rozumie co siedzi niej mówi,
- Nauczyła się sprawczości,
- Dostała piękne okularki, którymi czaruje wszystkich,
Żabie udka na podwieczorek. Takie frykasy je się w urodziny :)
- Uczy się picia ze szklanki/kubeczka,
- Uczy się chodzić,
- Ma więcej ząbków,
- Jest cięższa o kilogram lub dwa, i dłuższa o wiele centymetrów.
Tyle co udało mi się dziś uzbierać. Na pewno pominęłam dużo nowości Hani. Mam nadzieję, że za rok będzie ich o wiele wiele więcej :)
Teraz Hania smacznie śpi zasłużonym snem, oczywiście w łóżku rodziców, bo jej łóżeczko jest już za małe, a u rodziców zawsze można się przytulić.
Życzymy Hani dużo cierpliwości, wytrwałości, radości, wolnego czasu i wypoczętych rodziców. Abyś zawsze była taką śmieszką jaką jesteś!!!!!


PS. W dniu dzisiejszym urodziny ma również Stanisław Tym. Życzymy mu dużo zdrowia i jeszcze jednego "Rejsu" :)

PS.2. Danielowi R. również życzymy sto lat :)

poniedziałek, 15 lipca 2013

Tęsknota

Hania wróciła do domu po kilku dniach pobyty u Dziadków. W zeszłym tygodniu, ucieszyła się z powrotu i wieczór spędziliśmy na zabawie i filmach. Niestety obecny powrót nie przebiegł w kolorowych barwach. Hania była cały czas spieta, czekała na nas a tu cisza. Jak wróciłam do domu, rozpłakała się w głos i tyle z radości na widok mamy, przytulałyśmy się, próbowałyśmy pić, jeść, bawić się, wszystko sprawnie przebiegało aż nagle przypominał się smutek, podkówka i płacz.
Wymyślałam z Babcią różne rzeczy, śpiewałyśmy, klaskałyśmy, daliśmy mleczka, czytałyśmy książkę, otrzymaliśmy spinacze, kręciłyśmy roletami ... No cuda wyprawiałyśmy i lipa wielka. W końcu przyszedł Tata, wziął Hankę na spacer, pokazał drzewka,  pomalowany mur, metro i na koniec podkówka. Sprint do domu, kąpiel długa, wypełniona bulgoczącymi zabawami delikatnie pomogła. Usypianie odbyło się na rękach. Wydaje nam się że czas znikania rodziców bez zauważenia minął bezpowrotnie :(
Z jednej strony cieszymy się ze zmiany u Hani w postrzeganiu otaczających ją osób, a z drugiej wiemy że będzie teraz trudniej Hani tłumaczyć nasze wyjścia. Ehh nikt o tym nawet nie marzył pół roku temu :-) Obyśmy tylko dali radę wytłumaczyć Małej zaistniałą sytuację i brak rodziców w domu.
Weekend należał  tylko do Hanki.
Byliśmy u jednych i drugich Dziadków ale hen hen za Warszawą :) udało się chwilę odsapnąć, najeść się pyszności, zaopatrzyć w pobliskich sklepach lodówkę i fruuuu do domku. Hania zachowywała się jak zawsze wzorowo. W sobotę zaszczyciła nas swoją obecnością do godziny 23:30 kiedy to oczy zamknęły się i Dzieciątko nasze kochane zasnęło snem sprawiedliwym. Liczyliśmy, że poranek będzie przesunięty do najpóźniej 8, ale jak to wolny dzień, jak można go przespać, 6:40 oczka się otworzyły i zabawa na całego. Ach jak my tego Szkraba kochamy, wstaliśmy i imprezy ciąg dalszy :) 
Pomimo dużego nie wyspania, zaliczamy weekend do udanych. Hania miała okazję pobyć w innym otoczeniu, więcej na powietrzu nie miastowym, a także i Dziadkowie mogli spojrzeć niećwiczeniowym wzrokiem. Szkoda, że to tylko dwa dni.

piątek, 12 lipca 2013

Czasoprzestrzeń

Ostatnio czas zaczął niemiłosiernie szybko mijać. Skąd ten pęd, skąd pośpiech?
Balkonowa impreza :)

Przecież można wolniej, można spokojniej!Z Hanną spędzamy każdą wolną chwilę, w międzyczasie robimy różności w domu, w pracy walczymy z zamknięciem czerwca...  No właśnie, już mamy czerwiec. Jeszcze nie dawno zastanawiałam się ile to jeszcze mamy do końca lata, hoho dużo. Damy radę z Żukiem pojechać w wiele miejsc w weekend, spotkać się ze znajomymi, posiedzieć na tarasie i napawać się słońcem.
Na razie udało nam się wybrać na Dzień Błota do Fundacji StoPociech mieszczącej się na naszej starówce. Hania nie wykazała wielkiego zainteresowania błotkiem, ale za to grzecznie obserwowała co się wokół niej dzieje. Miejsce jest bardzo przyjazne dzieciom jak i rodzicom. Koleżanka z synem byli już tam wcześniej na innych zorganizowanych imprezach i zawsze jest to robione pod dzieci. Jest miejsce na zabawę, jedzenie, odpoczynek, poznanie nowych czynności. Ogródek ma trochę słońca ale też co w lato jest potrzebne, jest dużo cienia, miejsca do rozłożenia kocyka czy rozstawienia leżaków.

Głośno było jak to wśród dzieci, jednak nie przesadnie. Posiedzieliśmy tam troszkę a potem skoczyliśmy na fontanny na podzamczu. I to dopiero był strzał w dziesiątkę. Jak ja się cieszyłam z rzeczy na zmianę i ręcznika :) no i z jedzonka, bo zawsze mi mówiono że woda wyciąga wszelkie siły ;)
Zastanawiałam się czy takie wyjście będzie dla Żuka interesujące, czy będzie ciekawa co inni robią, czy będzie w swoim świecie i bawiła się rękami, nogami lub siedziała sztywna z niezadowolenia.
A tu proszę, trochę zainteresowała się otoczeniem, o ile szybko się nie poruszyło. Trochę zajęła się sobą lub bawiła się z nami. Obserwowała wszystko wokół, jednak jakiś lęk był, bo napięcie widoczne było jak tylko odkładaliśmy ją na kocyk lub jak wsadzaliśmy do wózka. Rączki robiły się przykurczone i od razu nieufność na buzi. Mimo tego musimy próbować ją uczyć ze nie zawsze będzie na rękach. Teraz jesteśmy w stanie ją nosić, co za parę lat może być awykonalne.

Staramy się obecnie o przedszkole dla Hani lub WWR. Zastanawiamy się czego oczekujemy od placówki, jakich terapeutów potrzebujemy, z czego możemy zrezygnować a co koniecznie musi być kontynuowane w czasie wolnym. Odwiedziliśmy Panią Annę z PPP. Pochwalił na wstępie wszystkie opinie terapeutów (wielkie dzięki dla Nich, że przygotowali parę słów o Hance!), pomogły jej przygotować orzeczenie zgodnie z tym jak widzą Hankę osoby, które ja dobrze znają. Chciała zobaczyć nasze cudowne dziecko, o którym każdy pisał dobre słowa mimo wszelkich zaburzeń. Pod koniec powiedziała, że z bólem serca, ale zgodnie z rozporządzeniem, musi nam wpisać upośledzenie sprzężone. Rozczuliła mnie tym, ponieważ innego wyjścia nie ma i mimo słów, które brzmią nie do końca przyjemnie, trzeba tak napisać i już. Obiecała, że do końca tygodnia będziemy w posiadaniu obu dokumentów: orzeczenie o potrzebie wczesnego wspomagania rozwoju oraz orzeczenie o potrzebie kształcenia specjalnego. Na 5 lat mamy z głowy ;) a potem wszystko od nowa. Damy radę.
Hania u Pani Anny rozgadała się co jest u niej rzadkością. Zaczęła gugac po swojemu. Z dnia na dzień wydaje coraz więcej dźwięków, nie nadażamy za nią. Robi się z niej przekupka ;)
Tak jak zapowiedziała Pani Psycholog, tak też się stało i jesteśmy w posiadaniu obu orzeczeń :) teraz zajmiemy się organizowaniem zajęć od września. Trzeba będzie pogodzić OREW, Radzymińska, Amicus, Centrum Sens, basen i ewentualnie zajęcia w przedszkolu lub innym ośrodku. Ciężko będzie bo tydzień ma 5 dni roboczych, są określone godziny zajęć, wytrzymałość i przyswajalność umiejętności Hani jest też ograniczona. Mam nadzieję, że samo się to ułoży ;)

W przyszłym tygodniu może zobaczymy światełko w tunelu.
Ostatnio Hania większość tygodnia spędza u Dziadków w domu. Tęskno nam do niej, ale coś za coś. Podjęto decyzję o budowie kolejnej linii metra i wyłączono dwie stacje, fakt mieszkańcy otrzymali w zamian zastępcze linie tramwajowe i autobusowe, super. Pytanie małe mi się nasuwa, jak podróżować z Hania i wózkiem? Przeważnie zastępcza komunikacja nie jest niskopodłogowa, trzeba pokonać ok 3 stopni. Hania waży ok 11 kg, wózek ok 15kg, dodatkowo torba z jedzeniem i przydasiami (pieluchy, śliniaki, ubranie na zmianę, picie itd itp). W sumie ok 27kg :) jak to podnieść? Dlatego oddaliśmy dziecko pod dobrą opiekę do Dziadków, od nich jest o wiele łatwiej i szybciej dojechać na zajęcia.
Dziś udaliśmy się do P. Marty na cotygodniowa naukę komunikacji i picia. Początkowo Hania musiała oswoić się z myślą że nie ma Pana Pawła chociaż byliśmy w jego sali. Potem Pani Marta powoli powoli oswajała Szkraba z zabawami, Hania twardo przekonywała że jej zabawa jest najfajniejsza. Lapala Panią Martę za ręce, czekała na iiiiiiiiii i wstawała z krzesełka, na bam siadała :) i tak to zajmowała czas. Następnie wypatrzyła komunikatory, czytały książeczkę o Katarzynie co złapała katar. Złapał katar Katarzynę, Apsik(w wydaniu Hani), Katarzyna pod pierzynę Apsik(też w wydaniu Hani) ... I tak kilka razy, Hanka sama przekładają kartki, Pani Marta czytała, Hania kończyła i od nowa. Super!
Następnie był trening picia, średnio poszło ale trzeba próbować! Chwila zabawy i żegnamy się na dwa tygodnie :( Zobaczymy się na turnusie :) codziennie będą dziewczyny się bawić, uczyć i zadziwiać sobą.
Wieczorem Dziecina nasza wraca do domu i dopiero będzie się działo. Rozpieszczone wróci, rozbawione, a tu będzie ciężka praca. Wszystko nie będzie kręciło się wokół dziecka. Za to będą wszystkie zabawki, łóżko rodziców, słoń na krześle, huśtawka i leżenie do góry brzuchem :)
W poniedziałek rozpoczniemy kolejny tydzień zmagań. Nic nie pisze co i jak, jak się uda będzie wielka frajda :)