Opowieść o naszej Hani, o naszej wspólnej drodze i codziennych przygodach.

sobota, 4 maja 2013

Daleka droga ...

Podobno miało padać ...
Podobno daleko ...
Podobno dużo ludzi ...
A tu proszę jak pięknie, słoneczko, plaża pusta, knajpy puste ... po prostu sielanka :)
Po długich debatach stanęło na wyjazd do Łeby, daleko ale dzięki trasie do Łodzi a potem autostradzie dojechaliśmy z prędkością światła i z pustym bakiem ;)
Okazało się, że jednak auto jest w stanie pomieścić nasz malutki wózek oraz wielką ilość śliniaków i pieluch Hankowych :)
Hania podróż zniosła śpiewająco, myśleliśmy, że zaśnie ale nie, pięknie się zajmowała sobą, oglądała to co dzieje się za oknem i czasem poganiała Tatę jak zwalniał. Na miejscu przez chwilę miała problem z oswojeniem się jednak szybko przypadł jej pokój do gustu :) miejsca na podłodze jest dużo więc może spędzać na niej mnóstwo czasu i bawić się najwspanialszą na świecie zabawką czyli torbą z ikei. Zadziwia nas Szkrab jakie rzeczy sprawiają, że może się nimi bawić godzinami!

Morze Hania chyba zawsze będzie uwielbiać, szum, duża ilość wody to to co Małe Żuki lubią najbardziej :) Pogoda z dnia na dzień jest coraz piękniejsza!
Hanka zjada wszystkie potrawy, które znajdą się w jej zasięgu, łącznie z kawą, którą za każdym razem mam nadzieję wypić od początku do końca sama a i ciepłą.

Ostatnio udało nam się odwiedzić paru specjalistów, chociaż nie były to co kwartalne wizyty u lekarzy, bo to dopiero przed nami. Zaczęło się od ortopedy, nasi terapeuci od jakiegoś czasu zaczęli "przebąkiwać", że czas na wizytę u tego specjalisty. Udało mi się umówić, czekaliśmy coś koło miesiąca, ale na szczęście nie więcej :) W końcu nadszedł dzień prawdy, Pan Doktor obejrzał Hanię, wysłuchał naszych wskazówek, zobaczył jak Hanka stawia kroki z przytupem :) popatrzyła na kręgosłup, bioderka, nogi, kolanka, stopy, ramiona, dłonie, paluszki i stwierdził, że Żuk jest w najlepszym porządku. Jest spastyczność a i owszem, dość duża, ale na szczęście nie ma przykurczy. Nie można do nich dopuścić i trzeba ćwiczyć, ćwiczyć, ćwiczyć i tak mnóstwo razy powtórzył...  Możemy już uczyć ją chodzić, pozwalać jej siadać ile chce. Mięśnie poprawnie pracują, i nie ma przeciwwskazań do pionizowania Hanki. Podpowiedział zakup chodzika lub pionizatora, w zależności na co wskażą rehabilitanci. Spadł nam kamień z serca :) zadaliśmy jeszcze mnóstwo pytań i mamy się spotkać za ok rok.
Kolejny specjalista to laryngolog, Hanka przez jakiś czas była podziębiona, a dokładnie w okresie jak się pierwszy raz zaczęło robić ciepło, potem trochę było lepiej i ponownie się rozłożyła jak ciepło do nas wróciło. W międzyczasie katar nie opuszczał jej ani na krok. Cały czas coś tam furczało, kichała, wyciągaliśmy gluty. Hania oddychała przez buzię i tak chrapoliła dziwnie, jej oddech słychać było, że jest ciężki i krótki. Postanowiliśmy zobaczyć co laryngolog mógłby nam na to pomóc. Udało nam się znaleźć bardzo miłą Panią Doktor, która jak rzadko poświęciła Hani około 40min co na wizytę jest bardzo długo. Wypytała o wszystko, obejrzała Hanię i poprosiła o zrobienie prześwietlenie główki. Na szczęście prześwietlenie udało nam się bardzo szybko zrobić i po kilku dniach otrzymaliśmy informację od Pani Doktor, że mamy się u niej stawić na wizytę w tzw trybie pilnym max za 3tygodnie. No tak tylko jak tego dokonać jak są bardzo odległe terminy??? Czepek Hani znowu się przydał i faktycznie udało się dość szybko znaleźć lukę w pacjentach :) W trakcie prześwietlenia Hania się dość mocno zdenerwowała, ponieważ miała stać nieruchomo a i osoba Pani Radiolog absorbowała ją niemiłosiernie, musiała non stop ją widzieć.
Zrobiliśmy dwa zdjęcia, pierwsze kompletnie nie wyszło, Hanka podążyła wzrokiem za uciekającą Panią od zdjęć ;)  a drugie za pomocą sztuczek przeróżnych udało się wykonać. Jak patrzyłyśmy z Panią Radiolog to wydawało nam się, że wszystko jest ok. I zadowolone pojechałyśmy z Hanią do domu. A tu Pani Doktor nas wzywa i to jak najszybciej??? Zaniepokoiło nas to.

Dalszy ciąg po powrocie z plaży :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz