Opowieść o naszej Hani, o naszej wspólnej drodze i codziennych przygodach.

piątek, 1 marca 2013

Cdn... będzie długo...

Wracając do wczorajszych ćwiczeń w Polskim Związku Głuchych u Pani AgnieszkiM - trochę myślałam na temat tych zajęć i potrzeby stymulowania Hani rozumienia. Jeśli uda nam się, aby Hania zrozumiała nasze słowa i potrafiła wykonać proste rzeczy, to będzie wielki krok do możliwości rozmawiania z nią. Myślę czy jej mała główka będzie w stanie to ogarnąć, i tak analizując Hani osiągnięcia, uważam, że jak najbardziej tak, tylko potrzeba na to bardzo dużo czasu oraz mnóstwo bodźców zewnętrznych co się łączy z obecnością naszą w domu. Ten temat na razie pozostawiam bez komentarza, bo go najnormalniej w świecie jeszcze nie znam :( chociaż staram się wyrobić swoje zdanie i przedłożyć wszystkim zainteresowanym pomysł na życie.
Przeglądałam internet wieczorem i znalazłam bardzo fajny sklep z zabawkami pani AgnieszkiM :) jest niedaleko nas i jutro zamierzam go odwiedzić z zamiarem kupna 3 rzeczy, jeszcze przeanalizuje ich chęć posiadania na miejscu, gdyż z tego co widziałam i czytałam jest tam dużo przedmiotów. Czas na wizytę w sklepie mam ograniczony i decyzję będą szybkie, oby trafne :)
Wczoraj zajęć było mało, bo dwa. Szczęście dla mnie, gdyż troszkę się pochorowałam i gdybym musiała kursować między terapiami byłoby krucho ze mną. Na szczęście Hania była dzielnym kompanem :) 
Rano udałyśmy się do Amicusa do p.Kadrii. Metro jest to szybki rodzaj komunikacji i dzięki niemu prawie dojechałyśmy na czas. Zachowanie ludzi w tym środku transportu, jak i w każdym innym, jest jednym słowem "śmieszne"! Nigdy nie zrozumiem dlaczego ludzie są delikatnie mówiąc niemądrzy i zapatrzeni w swoje cztery litery! Ehh ... 
Wracam do ćwiczeń. P.Kadrija rozpoczęła zajęcia od rozluźnienia Hani i od przypomnienia, że istnieje coś takiego jak naprzemienność :) Wymachiwanie rączkami i nóżkami w odpowiedniej kolejności powoduje u Hani większą chęć do dalszych ćwiczeń. Jest bardziej giętka i szybciej zmienia pozycję czy miejsce "pobytu" w danym czasie. Uważam, iż terapeuta powinien być na bieżąco z informacjami od lekarzy i podzieliłam się z p.Kadriją co to neurolog ostatnio nam powiedział.Tym samym zeszło się na nootropil i eyeq. Ku mojej radości p.Kadrija wiedziała na ten temat wystarczająco dużo, aby mnie uspokoić i przekazać jej zdanie i doświadczenie z tymi dwoma substancjami. Lubię jak mam możliwość poznania opinii od kogoś kto zna temat :) I tak krok po kroku zbliżałyśmy się do najpiękniejszej chwili w całej wizycie. Hania dokładnie ćwiczyła, wsłuchiwała się w każde słowo Cioci i no powiedzmy wykonywała każdą prośbę. Próbowały czworakować, co powoli powoli wychodziło, wszystko było owiane ciepłem i zgraniem. Aż miło było tam być i kodować ten widok w głowie! Hania raz stała, raz siedziała, raczkowała, stała na klęczkach, leżała, podpierała się, siadała z podporu i hohoho ile pozycji wykonała.  
Cel: ustrzelić kaczkę!
Najwspanialsza chwila była kiedy Hania stojąc na kolanach i trzymana za ręce przez p.Kadriję nagle zaczęła przemieszczać się w jej kierunku. Obie aż oniemiałyśmy. To był ruch na przemienny!!! Najpierw jedno kolanko, prawe sprawniejsze, potem po chwili drugie lewe, prawe, po chwili lewe, prawe .... Kompletnie tego nie nagrałam ani nie zrobiłam zdjęcia bo mnie zatkało. Ależ to dziecko potrafi zrobić frajdę z samego rana i uśmiech od ucha do ucha. Sama się cieszyła słysząc nasz zachwyt i pochwały. Ku zgrozie, w domu ni w ząb Hanka nie chciała tego powtórzyć :( Nic to pewnego dnia się uda. Pozytywne ćwiczenia i to bardzo.
Powrót do domu nam się wydłużył. Zahaczyłyśmy o sklep, który był zamknięty i o pogawędkę z wujkiem Arturem. Ze względu na przenikliwy wiatr szybko uciekłyśmy do domu na bezgraniczne leżakowanie. Hanka miała super humor. Widać było, że nie rozumie faktu bycia tylko z mamą przez tyle godzin, co oczywiście miało wpływ na brak snu. Jadłyśmy, leżałyśmy na podłodze, huśtałyśmy się, robiłyśmy ogólny nieład w domu, bawiłyśmy się ryżem, ćwiczyłyśmy, oglądałyśmy bloga, czytałyśmy książki, i w końcu dziecko padło po krótkiej walce. Miałam się położyć obok niej, ale jak obejrzałam mieszkanie to zabrałam się za jego porządkowanie. Oj ale tego było :(
Układ nóg Hanki na Vojcie sprzed kilku tygodni
Po aż godzince, Hanka obudziła się z uśmiechem, bo Mama ma wpadła nas podrzucić na Vojtę, i podjęła się przywitania dziecka w czwartkowe popołudnie. Radość, jedzenie i szybki sprint na ćwiczenia. A tam??? Nastawiona byłam na płacz, zgrzytanie zębami i ogólne niezadowolenie. Weszłyśmy do p.Joasi i zaczęłyśmy pokaz Hankowych zdolności. Dumne Dziecko ze siebie było oj dumne :) Wymiana info od neurologa, i zabieramy się do ćwiczeń. P.Joasia zawsze pierwsza Hankę wykręca, pokazuje pozę i nacisk na strefy, Hanka w śmiech hmm potem ja, żeby sobie utrwalić i ewentualnie od razu poprawić nieścisłości z wzorem, Hania śmiech. Kolejna poza, Hania śmiech ... nikt z nas nie rozumiał sytuacji i szczerze powiedziawszy nie zamierzałyśmy. Jej uśmiech na tych ćwiczeniach jest po miodem na nasze uszy :) Po pełnej półgodzinie, co nam się rzadko zdarza ze względu na wyrzucanie z siebie łez przez Hankę, wyszłyśmy bo czekało kolejne dziecię. Piękne zakończenie dnia :)
Dumna to ja jestem z mego dziecka. Rozumne to i kochane :)
 I nastał piątek, koniec tygodnia i aż 4 zajęcia. P.Paweł rano wykręcał i rozgrzewał Hanię. Były momenty grymasu, bo dorośli gadali a dziecko się nudziło. Słuchaliśmy piosenek motylogąsienicy i patrzyliśmy na Hanki zdolności ruchowe. P.Paweł postawił Hankę a ona zaczęła nam tańczyć :) Podnosiła to jedną nóżkę to drugą, troszkę je powykręcała przy podniesieniu i stawiała. Śmiesznie to wyglądało. Potem leżała na wielkiej półpiłce i ćwiczyła stópki. Było tych ćwiczeń oj było.
Następnie była p.Marta. Dawno u niej nie byłam, spotykałam się z nią kiedy czasem przywoziłam Hanię, ale na zajęcia już nie zostawałam. Postanowiłyśmy zająć się nauką picia z kubka. Jednak najpierw była zabawa, poprzez włączanie i wyłączanie zabawki za pomocą wielkiego żółtego przycisku. Na celu było nauka sprawczości. I co ... udało się, samochodzik jeździł a jeżyk tańczył :)
Nauka picia już nie poszła tak łatwo, chociaż raz udało się uruchomić buzię Hani i wypiła napój. Kubeczek medeli zostanie również jutro zakupiony i wykorzystany do nauki picia. Hanka lubi pić ze szklanki czy kubka, nie rozumie tylko jak to ma robić i się przy tym napina z radości, że trzyma kubeczek. Utrudnia to sprawę, i musimy koniecznie nad tym popracować. P.Marta pokazała jak i z czasem mam nadzieję odniesiemy sukces!
Za tydzień kolejna doza przygód z piciem, żebyśmy tylko nie zapomnieli akcesoriów odpowiednich wziąć
 Szybki przewóz Hani do Babci, jedzenie, nie udana próba drzemki, lenistwo z mamą i wygłupy, Dziadek nas porywa i jedziemy do Amicusa. Pierwsze zajęcia, ok nie było źle, Hania mało współpracowała, ale coś tam się udało zrobić. Drugie zajęcia pominę milczeniem. Jedyne co mogę napisać, to żałuję, że od razu nie zabrałam Hani do domu. Miejsce w którym zgadzamy się na Żuka płacz jest Vojta, nigdzie indziej, i tak ma pozostać.
Hania raczej dogaduje się z każdym terapeutą, były może w całej grupie osób może dwie, z którymi współpraca nie wychodziła. To jest na prawdę mądre dziecko pomimo swojej niepełnosprawności ruchowej i intelektualnej. Ona wie kto swoimi ćwiczeniami jej pomoże, a kto nie. Terapeuta również powinien mieć nie tylko przygotowanie teoretyczne i praktyczne ale i "ludzkie". Aby być dobrym rehabilitantem trzeba czasu i ciężkiej pracy, tylko to pozwoli na uzyskanie szacunku i zaufania u rodziców, a także na podziwianie z czasem efektów swojej pracy. Wydaje mi się, że niektórzy o tym zapominają lub czują się za pewni siebie. Takie moje krótkie lecz dosadne przemyślenie po kilku wizytach w ostatnich dniach na Hani ćwiczeniach oraz po całym okresie szukania ośrodków dla Malucha. 
Przed nami weekend, p.Maciek - prywatny masażysta i p.Joasia - prywatna obstawa wodna :) 
Wodne mamy leżakowanie - 2006 rok
W tzw międzyczasie, może uda mi się spotkać z dawnymi znajomymi, pływającymi morsami, ludźmi, którzy zawsze są gotowi na nowe pomysły, nowe przygody i czerpią z życia to co najlepsze. Po 4 latach milczenia w końcu się spotkamy :) Niech to będzie moją nagrodą za dzisiejsze 45 min. 

2 komentarze:

  1. Widać,że służy Hanutkowi obecność mamy w domciu cały dzień:-) dzielna dziewczyna pięknie ćwiczy, a jaka skupiona:-)
    Kubeczek medela...świetna rzecz. W przypadku naszej Hani niezbędny, gdyż wogóle nie chce pić napojów z butli...tylko kubeczek:-)
    Pozdrawiam Was serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj Mamo Hani, wyjęłaś mi przemyślenia dotyczące terapeutów z głowy. Naszemu Synkowi w ostatnim czasie zmieniono w owi trzech z pięciu, z którymi pracował od dłuższego czasu, "bo to nie jest problem". Ci nowi zamiast zaprzyjaźnić się z Młodym, postanowili go "wychować". Efekt- rozpaczliwy płacz i bunt przed wyjazdem na terapię. Spokój emocjonalny dziecka, który z takim trudem budowaliśmy, zburzyli specjaliści. Mnie zaś dostało się za "pobłażliwość" i "nadopiekuńczość". Do tego pewność siebie i arogancja, brak możliwości rozmowy i przekonanie, że to dzieci należy dopasować do metody, a nie odwrotnie. Nie rozumiem tego zupełnie.
    Kubeczek medeli sprawdził się u nas w 100%.
    Pozdrawiam serdecznie. Eda

    OdpowiedzUsuń