Opowieść o naszej Hani, o naszej wspólnej drodze i codziennych przygodach.

wtorek, 11 listopada 2014

Stare poczciwe morze

I jesteśmy Przedszkolakami!!!!  :-)
Uczymy się powoli tej bytności. Za nami pierwsze dwa miesiące, niecałe bo Hania troszeczkę chorowała i z opryszczka walczyła,  ale już jest dobrze. Już uczy się nowej roli, nowych obowiązków, nowych osób, nowego miejsca, nowego planu. Wszystko nowe, absorbujące, za dużo na małą główkę :-( 

Jednakże z drugiej strony, ten moment musiał nadejść. W przedszkolu Hania już wcześniej bywała na zajęciach najpierw z Panią Hania a potem z Panem Jakubem. Spotkania różnie przebiegały, raz radośnie raz płaczliwie. Pan Jakub dzielnie znosił Hani humorki i uczył ją bycia w grupie, korzystania z dóbr rożnego rodzaju na zajęciach. Pod koniec roku otrzymaliśmy teczkę z ich wspólnych zajęć :-) są cudne!!!
Niestety od dwóch tygodni jej bytność w przedszkolu jest zerowa, siedzi mały człowieczek w domu i walczy z katarem :(
Ale po kolei.....
Długi czas minął od ostatniego posta.
Przyczyn mogę wymieniać bardzo dużo, ale chyba najbardziej trafna to zebranie myśli, ułożenie w głowie nowego rozdziału w życiu Hani. Zaprzątało to moja głowę już od czerwca, od momentu kiedy Pan Dyrektor Przedszkola Specjalnego potwierdził nam przyjęcie Hani do siebie i pokazał nam wstępnie jakie i ile zajęć będzie miała w trakcie tygodnia. Byliśmy pod wrażeniem, że jest tego aż tyle. Że chcą pracować z Hanią, że to dla niej :-) i tak całe wakacje myślałam o 1 września, który w sumie był dla nas prawie obojętny. Zawsze oznaczał nowy plan zajęć, choć niewiele się w nim zmieniało. Nie było to aż tak stresujące. W międzyczasie w głowie układałam co muszę napisać w kwestionariuszu żeby Panie w grupie miały wiedzę o Hani taka "życiową", funkcjonalną. W rezultacie wyszło z tego wiele słów, zdań, choć i tak jeszcze jak tylko go oddałam w ręce Pani Ani to już miałam kolejne informacje do dopisania ;-) Cały czas myślałam jak to będzie, jak Hania odnajdzie się w tej nowej rzeczywistości, czy da radę, czy my damy radę ...
Wakacje mijały na labie tzn Hania miała troszeczkę odpoczynku, my twardo uczęszczaliśmy do pracy, aż upały odpuściły i pojechaliśmy nad nasze piękne morze.



W międzyczasie udało nam się dograć sprawę z nowymi łuskami. Hania z poprzednich wyrosła i po krótkim spotkaniu na Wrzecionie z firmą M&J Corporation, decyzja nasza i Pana Pawła zamówiliśmy łuski dafo softy 8 cascade. Skierowanie od lekarza szybko załatwione, NFZ przystemplował i pozostała przymiarka. Okazało się, że znamy jednego z Panów współpracujących z firmą i czym prędzej umówiliśmy się na spotkanie :-) szybki odlew, wybór koloru łusek, pasków trzech, gąbki, naszywki i do domu :-) po około 4 tygodniach łuski były już u nas :-)
Niestety nie obyło się bez małych minusów w całym zamawianiu, ale nie ma co narzekać, ważne że są :) Takie drobne rzeczy, ale jednak nie do końca fajne biorąc pod uwagę, że nie był to taki tani produkt (tylko albo aż 4700zł). Łuski są piękne, a co ważniejsze funkcjonalne. Hania przy pierwszym założeniu od razu zrobiła kilka kroków, tak jakby ich nie miała na nogach ;-) jakby nie czuła, że ma coś korygującego! Mają giętką podeszwę, tzn taką jak w bucie. Hania może w nich i stać i chodzić. Już nie jest małym robokopem,  jak w poprzednich ;-) one miały trochę inne zadanie niż te nowe. Były przeznaczone raczej do stania i korygowania

nogi, stópki. Obecne są do nauki chodzenia, stąd ich "podobieństwo" do butów. Hania w nowych czuje się bardzo dobrze :-) widać to na każdym kroku. W przedszkolu dzielnie Panie pilnują, aby Hania w nich była, ćwiczyła i czasem kicała na stojąco po swojemu :-)
Wakacje minęły nam jak zawsze bardzo szybko. Nasze cudne morze przywitało nas wielkim wiatrem i praktycznie pustą plażą :-) ciężko nam było się zdecydować gdzie rozbić obóz ;-) niestety czystość plaż nadal zostawia wiele do życzenia. Tata Hani zawsze szuka czegoś innego jak jesteśmy na urlopie, tym razem wynalazł pokrętne ścieżki w lesie, które po pewnym czasie doprowadziły nas na plażę. Było tam jeszcze mniej ludzi. Okazało się, że to plaża dla rodzin z psami, i faktycznie wiele rodzin przychodziło ze swoimi pupilami. Pomijam fakt, że trzej z nich pewnego słonecznego dnia zostali zwabieni zapachem zupy Hankowej i wpadli nam do namiotu :-) śmieszne małe pieski od razu wiedziały gdzie głowę wsadzić. Hanka na szczęście się śmiała choć w pierwszym momencie myślałam, że się przestraszy.
 Niektórzy nam się dziwili że tam chodziliśmy, ale szczerze powiedziawszy to nie widziałam bardziej zadbanej plaży. Nie było żadnych papierków, petów, pudełek, plastiku, wszystko wysprzątane, nikt nie wskakiwał do lasku za potrzebą, wszyscy grzecznie korzystali z toitoia a po psach sprzątali właściciele. Aż miło było tam spędzać czas :-) a i konie czasem przebiegały obok nas.
Pogoda była w kratkę, choć nie narzekaliśmy. Wiatr dawał Hance dużo radości, fale szumiały i odbijały się od brzegu, piasek był wszędzie nawet w kieszonkach głęboko schowanych. Taki urok morza :-)
Byliśmy w Słupsku na wycieczce, potem w Ustce na plaży i deptaku, w parku zwierząt... I dużo leniuchowaliśmy :-)
Ośrodek Aqua, w którym byliśmy zaskoczył nas pozytywnie. Wszystko zadbane, czyste, obsługa przemiła, pokój z odpowiednią ilością podłogi dla Hani,  i co ważne zlew w pokoju :-) kuchnia ogólna z pełnym wyposażeniem, pralka dostępna, koc, parawan i wózek na plażę dostępne. Łazienka też duża, Hania początkowo nie rozumiała dlaczego kąpiemy się na siedząco, ale za drugim razem było już wesoło i miała frajdę z prysznica.
Minus to cienkie ściany, wszędzie było słychać Hanki gadanie i krzyki. Jak się rozkręciła do gadania po swojemu to nie było możliwości jej uciszyć :-)
Jedzenie zapewniał nam Pan Julian w swoim lokalu, były zupki, rybka - pychota, pierogi i gulasz :-) dzień w dzień zjadaliśmy same pyszności. Nasze talerze niestety nie zawsze były puste, nie dawaliśmy rady za to Hanka zjadała wszystko do ostatniego kęsa, kluseczki, okruszka ryby :-) aż miło było patrzeć.
Tradycyjnie wróciliśmy z katarem a na końcu z opryszczka. Pierwsza noc była trudna, zużyliśmy wszystkie zapasy śliniaków i pieluch. Rano szybko zaopatrzyliśmy się w chusteczki i w drogę :-) wybraliśmy drogę przez Kaszuby. Przepiękne miejsce! Jechaliśmy nie za szybko żeby podziwiać widoki, Hania grzecznie siedziała w foteliku i przysypiała co jakiś czas. Niestety dłuższy postój nie wchodził w rachubę :-(
Nasze miasto przywitało nas wielka ulewa, długo nie było nic widać, tylko deszcz a raczej wodę nieustannie spływająca z nieba. Mimo to cieszyliśmy się, że już jesteśmy w domu.


Nasz Duży Żuk :)
Dwa Mniejsze Żuki :)
Jak Hania chorowała po odświeżającym pobycie nad morzem, mama udała się na spotkanie rodziców i opiekunów w przedszkolu. Stres był a co!?   :-)
Jednak zupełnie nie potrzebnie. Pani Ania i Patrycja zapoznały nas z podstawowymi zasadami, zasypały nas zgodami i przekazały krótka listę potrzebnych rzeczy. Na koniec ze spokojem i cierpliwością odpowiadały na nasze pytania. Może i były one śmieszne, ale dla świeżych rodziców były mega istotne :-)
Ze względu na Hani przeziębienie i opryszczkę nie mogliśmy posłać jej już 1 września do przedszkola. Dopiero pod koniec tygodnia zdecydowaliśmy się przywieźć Hanię do przedszkola. Pierwsze dwa dni były bardzo ciężkie. Nie dość, że nowe miejsce to jeszcze problemy z brzuchem się pojawiły i Hania płakała długo i namiętnie. Pani stanęły na wysokości zadania i dzielnie zajmowały się brzdącem. Po weekendzie było już lepiej.
W grupie Biedronek jest 9 Maluchów i dużo Opiekunek :-) aż ciężko zliczyć ile i bardzo dobrze, wszystkie są zawsze uśmiechnięte, cierpliwe, pełne optymizmu i czułości do dzieci. Jak do tej pory mogę powiedzieć, że Hania i reszta dzieci mają szczęście, że takie fajne dziewczyny z nimi są!!  ;-) oby nie zmniejszyła się ich ilość bo przy naszych rozrabiakach i czasem płaczących dzieciach im więcej wsparcia tym lepiej :-)
Hania na początku zaliczała się do tych drugich :-( płakała praktycznie codziennie. Boli jak się ją zastawia z łzami wielkimi jak groch, spływającymi po policzkach, jednak wiem, że w sali mają różne zabawy, zajęcia i czas jest wypełniony po brzegi, wiec to tęsknota i rozstanie jest powodem łezek :-( serce boli, ale dzielnie żegnam się z Hanią i lecę do swoich zadań.
Pani Ania i Patrycja, główne dowodzące :-) starają się jak mogą, żeby Szkraba zabawić, zająć czymś. Opowiadają co robi Hania w ciągu dnia, co jej się podobało, co troszkę mniej. Z dnia na dzień jest lepiej,  wiadomo każdy ma dzień lepszy i gorszy, co też wpływa na samopoczucie. Hania zaczęła oswajać się, rozumieć, że teraz żegnamy się i idzie do dzieci i Pań :-) na szczęście najgorsze chyba już za nami! Słyszymy co raz, że Hanka je za trzech i już nawet zaczęła dyskutować po swojemu :-)
Plan zajęć uzgodniony, każdy wie kiedy i co Hania ma do zrobienia. Jest tego dużo i nadal coś tam korygujemy.
W przedszkolu postanowili, że będą zabierać dzieci na basen. Pomysł rewelacyjny i dzielnie uczęszczają na zajęcia. Udało nam się uczestniczyć w pływalnianych szaleństwach. Pierwszy raz wszyscy delikatnie zagubieni, co, gdzie, jak, jak trzymać dzieci, jak się zachowają, wszystko na szybko bo czas leci. W rezultacie było super! Każde kolejne basenowe spotkanie jest fajniejsze, uczą się wszyscy siebie i organizacji czasu. Wielkie brawo dla Opiekunów!!! 
Pewnego dnia ubrałam Hanie w białą koszulkę z długim rękawem i krótka z piękna sowa. Moja pierwsza myśl była, że coś się dziś z tym ubraniem wydarzy. Stety niestety miałam racje ;-) popołudniu mieliśmy spotkanie z Panią Genetyk naszą (po ok roku od ostatniego spotkania)  i chciałam, żeby Hania wyglądała "ładnie", dlatego taki strój wybrałam. Przyjeżdżamy do gabinetu, zdejmuje kurtkę i moje oczy widzą piękny niebieski, zielony i chyba żółty kolor na rękawach koszulki ;-) zła nie byłam tylko się śmiałam :-) że oto widać prace małych rączek. Pani Doktor była zachwycona Hanią. Jak urosła, jak ładnie wodzi wzrokiem, jak gada po swojemu,  że jest komunikatywna, już nie bierna, że taka wysoka, buzia taka "dorosła".... Były ochy i achy. I to było przemiłe. My widzimy Hanie codziennie, wiemy że rośnie,  że się zmienia ale dopiero to wszystko zbija się w całość jak osoba która nie widzi jej dłużej opowiada co jej zdaniem się zmienia, co nowego jest czego nie było.

Wizyta była dla mnie pod tym względem owocna :-) Pani Doktor jest ciepłą i miłą osobą, widać że dba o swoich pacjentów i ich pamięta. Oby więcej takich osób w naszej służbie zdrowia.

Dalsze historie wkrótce :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz