Opowieść o naszej Hani, o naszej wspólnej drodze i codziennych przygodach.

środa, 23 kwietnia 2014

znaleziony post czekający na światło dzienne

Mały Żuk powoli staje się Większym Żukiem.
Niosąc pewnego dnia Hanię do samochodu zauważyłam lekką zadyszkę jak już udało mi się zapiąć wszelkie pasy bezpieczeństwa w foteliku. Zastanawiałam się początkowo czy to fakt, że temperatura jest powyżej zera a na sobie mam kurtkę, czy aby fakt, że pewna osóbka powiększyła się ;)
Szafka z ubraniami powoli zamienia się w puste przestrzenie ze względu na ubrania, które się kurczą i są chowane do pudełka pod łóżkiem . Zastanawiam się czy to proszek lub płyn do płukania powodują, że ubrania wyjęte z pralki są mniejsze, tzn są opięte na Hance lub wręcz za małe. Czy też pralka przestawia się na wyższą temperaturę i ubrania tracą swój rozmiar.
A może to powiew ciepła skurczył materiały??
Dziwne to bardzo ;)
Odpowiedź jest w sumie jedna. Hanka ruszyła po raz kolejny ze wzrostem! W sumie i dobrze, przecież ile można być dziesięciokilowym człowieczkiem. Teraz pewnie ma już z 14 lub więcej ;)
Sprawdzimy ten fakt przy najbliższej kąpieli. Bo wanna choć zrobiona z materiału niekurczliwego, też jakoś krótka się zrobiła.
W wannie Hania jest w swoim żywiole. Ciężko mi jest ją utrzymać w spokoju np w pozycji siedzącej i myć jej plecki, szyję, ręce... Wierci się niemiłosiernie. Jednak jest to już bardziej wiercenie świadome, ładnie siada, kontroluje głowę, żeby nie trafić w ścianę wanny (czasem jeszcze ma to miejsce ale nie z takim impetem jak wcześniej), zmienia pozycję w tempie szybkim i pewnym. Potrafi z pleców klęknąć i znowu na plecy wrócić. Nie opanowaliśmy leżenia na brzuchu bo jednak głowa szybko się zanurza a tam brak tlenu ;) Choć kąpiel wymaga ode mnie użycia siły, zręcznego manewrowania i potem szybkiego opanowania przy ubieraniu - 5 minut to czas kiedy Hania mi pozwala na założenie pidżamy, potem jest wrzask, że czas minął. Jak już Żuk ubrany, nasmarowany, uczesany leży pod kołdrą, zalegam obok niej i przeważnie wstaję rano ;) Jak to się mówi wiosenne przesilenie wymaga u mnie większej dawki snu!
Na święta podpowiedziałam mikołajowi prezent dla mej osoby. Myślałam, że będzie taki mój mój i będę mogła nim cieszyć oko co wieczór choć za dnia też jest pikny. I jak to zwykle bywa z moimi upatrzonymi rzeczami, znalazł się w domu adorator mego świecącego prezentu. Cieszę się, że się podoba i wzbudza zainteresowanie, ale to przecież moje ;) I co mogę zrobić? Jedynie dołączyć do Hani :) a kulki są magiczne, sprawiają, że noc jest  piękniejsza i milsza, ciepła i tajemnicza, a w dzień pięknie zdobią pokój i cieszą oko :) na choince wyglądają bosko. Mikołaj sprawił nam wielką frajdę!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz