Opowieść o naszej Hani, o naszej wspólnej drodze i codziennych przygodach.

poniedziałek, 18 lutego 2013

Odwiedziny

Dawno dawno temu rodzina nasza wybierała się na wizyty, trwały one zwykle krótko, bo jesteśmy raczej domowymi Żukami. Ale nie tym razem ... W sobotę rano wstaliśmy jak przystało na Żuki skoro świt. Zjedliśmy pierwsze śniadanie (niektórzy drugie ;) ) i wybraliśmy się na ćwiczenia do p.Maćka. Ostatni raz byliśmy u niego tuż przed Wigilią, potem była dłuuuuga przerwa. W sobotę Hania nawet ładnie współpracowała, niestety nie obyło się bez płaczu, może zapomniała, może się nudziła i nie była w centrum uwagi??
 Następnie wybraliśmy się do Taty Hani numer 2 i Agnieszki, i zjedliśmy u nich śniadanko numer dwa, placuszki z jabłkami, zakrapiane pyszną kawką waniliową. Hania też się skusiła na placka, co jej nie przeszkodziło za chwilę zjeść miskę wstępnego obiadu :) Było sielankowo, powoli, jak to przystało na poranek sobotni :)
Czas wolny trzeba było przerwać i odebrać Motylową Ciocię z pracy i polecieć do Motyla. Na szczęści Hania usnęła w samochodzie, więc była pewność, że marudzenie z powodu braku drzemki odpada :) dojeżdżając na miejsce było dziecko wyspane i gotowe do podbojów. Zarówno w trakcie pierwszej wizyty jak i drugiej, Hania bardzo długo obserwowała otoczenie. Nowe miejsca, może bardziej nie zapamiętane, kolorowe, dużo mebli wszystko było bardzo ciekawe i ogarnięcie wszystkiego troszkę było ponad siły Hani. Powoli powoli się oswajała. U Motyli polubiła bardzo kuchnię i łóżko w salonie. A także zupę wujka, zjadła wielką porcję. Potem były małe problemy i wielkie krzyki, ale cóż się nie robi dla cukiniowej zupki :)
Wróciliśmy dość późno w nasze progi i praktycznie do niedzieli trzeba było wyciszać Hanię. Zadziałała niezawodna gwiazdka śpiewająca kołysanki.
Podsumowując, spotkania były nam potrzebne. Hania, fakt troszkę zmęczona wróciła, jednak nowe bodźce są jej czasem potrzebne. Następnym razem podzielimy to na dwa, bo jednak za dużo było na małą główkę Żuka.
W niedzielę odpoczywaliśmy i czasem ćwiczyliśmy z Hanią, czasem wylegiwaliśmy się słuchając radia lub podglądając telewizję. Hanka od paru ładnych dni jest codziennie wyginana przez Babcię i Tatę według przykazań p.Kadryii. Dzięki temu dziś z rana jak wykonałam parę koślawych ćwiczeń polegających na m.in. wymachiwaniu obiema rękoma, miałam pomocnika :) Hania sama podnosiła ręce do góry i kładła obok głowy, moim zadaniem było je przełożyć wzdłuż tułowia. Biłam jej wielkie głośne BRAWO!!! co powodowało, że Żuk cały czas chciała ćwiczyć. Ubawiłam się do łez :)
Babcie opowiadała, że w ciągu dnia była podobna sytuacja. Hanka zainicjowała ćwiczenia i Babcia nie miała wyjścia musiała ćwiczyć!!!
Efekt wszystkich ostatnich wydarzeń widać na zdjęciu. Hania coraz częściej siedzi po turecku lub klęczy na nóżkach bez podparcia :) Czasem upada, ale się nie zraża. Pięknie balansuje ciałkiem i układa rączki do podporu!! Ach to dzielne Żuczątko :) A rok temu zaczęła dopiero co się turlać z boku na bok ...
P. Monika z OPS-u odwiedziła Hanię na co poniedziałkową sesję z ćwiczeniami języka. Rozmawiałam dziś z p.Moniką, która chwaliła Szkraba, że się przykłada do ćwiczeń i, że widać u niej malutki kroczek do przodu. Uwiebiam takie słowa :) również dobra wiadomość, p. Monika zostaje z nami na dłużej!!! Uff Hania jest w dobrych rękach. Oby tak dalej!!
Ostatnio trochę nam mniej chwalili Hanię, wręcz było stwierdzenie na temat regresu. Brak stymulacji w styczniu się odbija niestety. W pewnym sprawach niestety Żuk się zatrzymała lub nawet cofnęła. Teraz naszym zadaniem jest powrócić do np prostych, rozłożonych rączek a nie piąstek. Każdy terapeuta wyciska z Hani ile się da.
Damy radę !!!!!!
Planowanie Mamy urlopu.
Już niedługo parę dni wolnych, które wykorzystam tylko na Hanię. Będzie miała mnie dość :) będę jej cieniem!!! Tam gdzie ona będę ja! Postaram się, porozmawiać z każdym terapeutą i od każdego wynieść jak najcenniejsze rady i oczywiście same pochwały dla Żuka :) a o to planowanie czasu urlopowego, Hanka w rezultacie zajęła się zarówno moim jak i Babci kalendarzem. Nic nie mogło być wpisane bez jej komentarza i zgody. Namęczyłyśmy się okropnie, aby choć w małym stopniu odciągnąć Szkraba od notatek. Larewka była sprytniejsza :)
Nastawiam się psychicznie również do wizyt u lekarzy i badań. Czeka nas w tym miesiącu mały maratonik, w końcu kwartał mija i trzeba każdego odwiedzić przypomnieć się, pokazać co nowego umiemy, co jeszcze jest przed nami, co powinniśmy wykonać, jakie badania powtórzyć. Na pewno ABR, może zdecydujemy się wykonać ponownie rezonans magnetyczny głowy, jakieś podstawowe badania krwi, moczu, okulista, neurolog, audiolog, lekarz rehabilitacji, szczepienia przypominające (już nawet nie wiem co przypominające) ... itd itp Najważniejsze to rozplanować to z głową, jak najmniej jeżdżenia i jeszcze mniej męczenia Hanki. A jak wiadomo nie jest to proste zadanie. Jeszcze szkolenie po drodze, o tym na razie cicho sza, szczegóły jak będzie po.
  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz