Opowieść o naszej Hani, o naszej wspólnej drodze i codziennych przygodach.

niedziela, 24 lutego 2013

Lepiej późno niż wcale

Weekend się już prawie kończy. Jak to zwykle bywa co dobre to szybko mija. 
Hania chyba jednak będzie zadowolona, że może odpocząć od pomysłów rodziców, bo działo się dużo jak na jej małą główkę.
W sobotę zebraliśmy się w sobie i wywierciliśmy 16 dziur w suficie, każdą 4-ry razy różnej wielkości wiertłami. Hałas okrutny i do tego jeszcze odkurzacz. Głośno było że hoho a Hanka nic. Zero spięcie, zero płaczu, wręcz zaciekawienie i dyskusja z wiertarką i odkurzaczem. Jesteśmy z niej dumni :)

 W międzyczasie wyskoczyliśmy do sklepu po drobiazgi potrzebne do dokończenia sobotniego dzieła i do uzupełnienia braków do dzieła niedzielnego. Zachowanie Hani w sklepach było przeurocze, cały czas była zadowolona, oglądała w koło co się dzieje, że ludzi tyle. Hałas, gwarek i ogólnie zamieszanie. Na szczęście nie wpłynęło to na jej samopoczucie, wręcz zaczęła po swojemu gaworzyć. Wózek stingrey po prostu rewelacja, można kierować jednym palcem i w każdą szczelinę wjechać :) zwinny to on jest i to bardzo. A nawet mogłam Hanię do półki przysunąć i mogła sięgać po różności będące na jej wysokości. Hania pięknie prosto siedziała i już nie było poprawiania co chwila, bo zjeżdżała i rączki były swobodne, gotowe do porwania każdego przedmiotu. 
Zakupy były jednym słowem super :)
 Wieczorem nasze dzieło zostało "ukończone", w cudzysłowiu ponieważ Tata Hani jeszcze pół niedzieli udoskonalałam swoje cudo. Hania jako prawowity właściciel swej nowej zabawki, a dokładnie huśtawki - platformy i schodków, dokonała testowania wiszącej deski. Początkowo nieśmiało, ale to tylko przez parę sekund, a potem wielka radość. Huśtania nie było końca ... już w pidżamie Hania spędziła na huśtawce około godziny. W każdą stronę trzeba było wypróbować bujanie, w prawo-lewo, w przód-tył, na około w każdą stronę, z tata, z mamą, sama, leżąc na plecach, leżąc na brzuchu, siedząc, tylko stojąc zabrakło :)



Kolo 22 dziecko w końcu padło ku naszej radości :) wykończyła nas wędrówka po sklepach i wybieranie wszystkich produktów do huśtawki, potem jej montowanie, trwało wieki i ręce omdlewały, a na końcu bujanie co nie oszukujmy się usypia bardzo szybko, szczególnie gdy już i tak jesteś zmęczony. 
Pomysł na weekend w wydaniu Hani
W niedzielny poranek był ciąg dalszy bujania. Ku naszej radości Hania zaczęła balansować ciałem w trakcie huśtania. Posadzona widać, że jej mięśnie pracują i próbują złapać pion, co dość trudne jest siedząć na bujającej się  desce.  A tu proszę, zdolne dziewczę już to załapała. Tata Hani cały czas udoskonala bujawkę, miejmy nadzieję, że pewnego dnia już nic nie będzie poprawiał ;) Paluchy mnie bolały od rozwiązywania zaciśnietych węzłów na linach ;)  Grunt, że w końcu się zabraliśmy za wykonanie tego dzieła. Niestety nie obyło się bez maluteńkich wpadek, ale już nie bedę o nich pisać bo szkoda gadać ;)
W niedzielę, po długim bujaniu się i pogawędce z Dziadkami na skype, Hania najadła się jak bąk i ponownie ją porwaliśmy na podboje świata czyli na ok 500m od domu :) Nie to, że jesteśmy leniwi ale wybraliśmy się autem. Swoje powody mieliśmy, lepiej żeby Żuk się nie przeziębił po wodowaniu.

dokładnie to wybraliśmy się na basen do p. Joasi. Hania początkowo zszokowana i mocno spięta. Nowa sala z wieloma drzwiami czerwonymi nie przypadła jej do gustu i raczej trudno mi się ją rozbierało. Potem duża sala z wielką ilością wody i ludzi z małymi stworzeniami czasem o wiele młodszymi od Hanki. Delikatnie krok po kroku Żuk oswajała się z otoczeniem. Pani Joasia delikatnie oblewała ją wodą i mówiła tylko do niej. I nagle hyc hyc i zostaliśmy bez dziecka! Porwana pływała z pół godziny z p.Joasią, można by pomyśleć, że kompletnie nie zwracała na nas uwagi, ale to nie prawda, cały czas kontrolowała czy jesteśmy. Było bosko! Woda cieplutka, towarzystwo wyborowe i relaks jaki był nam potrzebny. Hanka w wodzie była na brzuchu i na plecach i sama zaczynała pluskać rączkami. Nóżkami przebierała i nawet delikatnie udało jej się popłynąć. Dużym eksperymentem p.Joasi było pozostawienie Hani samej sobie, tzn trzymała się tzw makaronu i pływała sama, a p.Joasia ją asekurowała. Aż łezka się zakręciła w oku :) Po 45 minutach w wodzie stwierdziliśmy, że czas jest na powrót do domu i powolutku zbieraliśmy się do wyjścia. Hankę udało się sprytnie szybko ubrać, wysuszyć i fru do autka aby nie zawiało głowy. I dlatego pojechaliśmy autkiem :) jestem raczej nadopiekuńcza w tym temacie, Tata Hani zresztą też :)
Głodne dziecko
 A i jeszcze ważna wiadomość. W czwartek udałam się na zajęcia do p.Kadriji z Amicusa. Tym razem dowóz dziecka był po mojej stronie i szczerze powiedziawszy bardzo się z tego powodu ucieszyłam. Usłyszałam i zobaczyłam cuda! Hanka przepięknie ćwiczy z p.Kadriją a i w te wygibasy zostałam też zaangażowana co było miłe bardzo. Na stole zrobiłyśmy mnóstwo wymachów rąk i nóg oddzielnie, potem razem, potem na zmianę. Następnie stół zniknął baaardzo szybko i pojawiły się materace. A na nich hohoho co się działo. Najpierw p.Kadrija pokazywała Hani jak może z półleżenia usiąść, potem jak z siedzenia się położyć, potem jak klękać i się podtrzymywać, potem jak stać na czworaka a na końcu jak się poruszać na czworaka!!! I o dziwo każde z tych ćwiczeń Hania dokładnie wykonywała jak p.Kadija chciała! Zero płaczu zero spinania się po prosto BOMBA!!! Babcia Wanda aż miała spocone oczy z tego wysiłku Hanki :) A ja, no cóż, hmm ... P.Kadrija bardzo wierzy w Hanię i cały czas z nią rozmawia, urok na nią rzuca a ona przepięknie ćwiczy. Ja się niezmiernie cieszę, że mamy wokół Hanki same pozytywne osoby, które ją uwielbiają i pokazują jej jakie to czynności może wykonywać, które doradzają, wymyślają nowe rzeczy, uczą ją i są z niej dumni tak jak my! I to właśnie mi przeszkadza w podjęciu decyzji o załatwieniu dla Hanki przedszkola. Tam możemy nie znaleźć tyle ciepła i wsparcia jakie obecnie mamy.
Hania rok temu
Co do pochwał Hani, to udało mi się porozmawiać z p.Agnieszką, do której Żuk jeździ w czwartki. I tu też spotkałam się z wielkim wsparciem i zadowoleniem ze Szkraba. Aż przemiło było tego słuchać i opowiadać co tam nowego Hancia zrobiła. Dodatkowo otrzymałam od p.Agnieszki pomysł na rozwój komunikacji z Hanią. Powolutku będziemy się starać sprawdzać wszystko to co się dowiedziałam. Są szkolenia/kursy z AAC, niestety nie udało mi się na najbliższe zapisać. Będę polować na następne
Podsumowując weekend: było rodzinnie :) spędziliśmy ten czas na wspólnym tworzeniu, balansowaniu i spaniu :) a Hania coraz częściej posadzona siedzi i to jest kolejny mały sukcesik
Za dni parę urlopki Hankowy :) Obym podołała wyzwaniu i zebrała same pozytywne i kreatywne wieści od terapeutów. Może uda się też uwiecznić to i owo.   

3 komentarze:

  1. Ale fajny wpis:)
    Żuczek objedzony jak bąk sprawił ze mało nie padłam ze śmiechu:)

    Kochani, z całęgo serca polecam Wam Makaton. Dla nas to było jak objawienie, naprawdę. Warto, warto, warto:)

    Uściski na Haneczki:*

    OdpowiedzUsuń
  2. Witamy:) Huśtawka pierwsza klasa;) wcale się nie dziwię, że Żukowi tak się spodobała...sama chętnie bym się pobujała (gdyby oczywiście nie ograniczenia wagowe:))
    Pozdrawiamy serdecznie Rodzinkę Żuków;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hanka nie chce w ogóle opuszczać huśtawki! Masakra ;)
    Jest ona tak skonstruowana, że cała nasza rodzinka może się bujać, wytrzymuje podobno do 500kg, ale raczej tego nie chcę sprawdzać :)
    O komunikacji alternatywnej dopiero się będziemy uczyć, bo jeszcze troszeczkę za wcześnie, ale próbujemy coś tam małego wprowadzić :)

    OdpowiedzUsuń