Hania chyba jednak będzie zadowolona, że może odpocząć od pomysłów rodziców, bo działo się dużo jak na jej małą główkę.
W sobotę zebraliśmy się w sobie i wywierciliśmy 16 dziur w suficie, każdą 4-ry razy różnej wielkości wiertłami. Hałas okrutny i do tego jeszcze odkurzacz. Głośno było że hoho a Hanka nic. Zero spięcie, zero płaczu, wręcz zaciekawienie i dyskusja z wiertarką i odkurzaczem. Jesteśmy z niej dumni :)
W międzyczasie wyskoczyliśmy do sklepu po drobiazgi potrzebne do dokończenia sobotniego dzieła i do uzupełnienia braków do dzieła niedzielnego. Zachowanie Hani w sklepach było przeurocze, cały czas była zadowolona, oglądała w koło co się dzieje, że ludzi tyle. Hałas, gwarek i ogólnie zamieszanie. Na szczęście nie wpłynęło to na jej samopoczucie, wręcz zaczęła po swojemu gaworzyć. Wózek stingrey po prostu rewelacja, można kierować jednym palcem i w każdą szczelinę wjechać :) zwinny to on jest i to bardzo. A nawet mogłam Hanię do półki przysunąć i mogła sięgać po różności będące na jej wysokości. Hania pięknie prosto siedziała i już nie było poprawiania co chwila, bo zjeżdżała i rączki były swobodne, gotowe do porwania każdego przedmiotu.
Zakupy były jednym słowem super :)
Wieczorem nasze dzieło zostało "ukończone", w cudzysłowiu ponieważ Tata Hani jeszcze pół niedzieli udoskonalałam swoje cudo. Hania jako prawowity właściciel swej nowej zabawki, a dokładnie huśtawki - platformy i schodków, dokonała testowania wiszącej deski. Początkowo nieśmiało, ale to tylko przez parę sekund, a potem wielka radość. Huśtania nie było końca ... już w pidżamie Hania spędziła na huśtawce około godziny. W każdą stronę trzeba było wypróbować bujanie, w prawo-lewo, w przód-tył, na około w każdą stronę, z tata, z mamą, sama, leżąc na plecach, leżąc na brzuchu, siedząc, tylko stojąc zabrakło :)
Kolo 22 dziecko w końcu padło ku naszej radości :) wykończyła nas wędrówka po sklepach i wybieranie wszystkich produktów do huśtawki, potem jej montowanie, trwało wieki i ręce omdlewały, a na końcu bujanie co nie oszukujmy się usypia bardzo szybko, szczególnie gdy już i tak jesteś zmęczony.
Pomysł na weekend w wydaniu Hani |
W niedzielę, po długim bujaniu się i pogawędce z Dziadkami na skype, Hania najadła się jak bąk i ponownie ją porwaliśmy na podboje świata czyli na ok 500m od domu :) Nie to, że jesteśmy leniwi ale wybraliśmy się autem. Swoje powody mieliśmy, lepiej żeby Żuk się nie przeziębił po wodowaniu.
A dokładnie to wybraliśmy się na basen do p. Joasi. Hania początkowo zszokowana i mocno spięta. Nowa sala z wieloma drzwiami czerwonymi nie przypadła jej do gustu i raczej trudno mi się ją rozbierało. Potem duża sala z wielką ilością wody i ludzi z małymi stworzeniami czasem o wiele młodszymi od Hanki. Delikatnie krok po kroku Żuk oswajała się z otoczeniem. Pani Joasia delikatnie oblewała ją wodą i mówiła tylko do niej. I nagle hyc hyc i zostaliśmy bez dziecka! Porwana pływała z pół godziny z p.Joasią, można by pomyśleć, że kompletnie nie zwracała na nas uwagi, ale to nie prawda, cały czas kontrolowała czy jesteśmy. Było bosko! Woda cieplutka, towarzystwo wyborowe i relaks jaki był nam potrzebny. Hanka w wodzie była na brzuchu i na plecach i sama zaczynała pluskać rączkami. Nóżkami przebierała i nawet delikatnie udało jej się popłynąć. Dużym eksperymentem p.Joasi było pozostawienie Hani samej sobie, tzn trzymała się tzw makaronu i pływała sama, a p.Joasia ją asekurowała. Aż łezka się zakręciła w oku :) Po 45 minutach w wodzie stwierdziliśmy, że czas jest na powrót do domu i powolutku zbieraliśmy się do wyjścia. Hankę udało się sprytnie szybko ubrać, wysuszyć i fru do autka aby nie zawiało głowy. I dlatego pojechaliśmy autkiem :) jestem raczej nadopiekuńcza w tym temacie, Tata Hani zresztą też :)
Głodne dziecko |
Hania rok temu |
Podsumowując weekend: było rodzinnie :) spędziliśmy ten czas na wspólnym tworzeniu, balansowaniu i spaniu :) a Hania coraz częściej posadzona siedzi i to jest kolejny mały sukcesik!
Za dni parę urlopki Hankowy :) Obym podołała wyzwaniu i zebrała same pozytywne i kreatywne wieści od terapeutów. Może uda się też uwiecznić to i owo.
Ale fajny wpis:)
OdpowiedzUsuńŻuczek objedzony jak bąk sprawił ze mało nie padłam ze śmiechu:)
Kochani, z całęgo serca polecam Wam Makaton. Dla nas to było jak objawienie, naprawdę. Warto, warto, warto:)
Uściski na Haneczki:*
Witamy:) Huśtawka pierwsza klasa;) wcale się nie dziwię, że Żukowi tak się spodobała...sama chętnie bym się pobujała (gdyby oczywiście nie ograniczenia wagowe:))
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy serdecznie Rodzinkę Żuków;)
Hanka nie chce w ogóle opuszczać huśtawki! Masakra ;)
OdpowiedzUsuńJest ona tak skonstruowana, że cała nasza rodzinka może się bujać, wytrzymuje podobno do 500kg, ale raczej tego nie chcę sprawdzać :)
O komunikacji alternatywnej dopiero się będziemy uczyć, bo jeszcze troszeczkę za wcześnie, ale próbujemy coś tam małego wprowadzić :)