Opowieść o naszej Hani, o naszej wspólnej drodze i codziennych przygodach.

czwartek, 28 lutego 2013

Dwa dni

Tyle jestem już na urlopie. Fajne były one szczerze powiedziawszy. Dużo się działo, wiele informacji zostało nam przekazanych.
Zdjęć brak, aparatowi padła bateria :(
Poczynając od środowego poranka, kiedy to mocno nie przytomni ruszyliśmy na raty do Centrum Zdrowia Dziecka na wizytę do Pani Neurolog. Najpierw ja z Babcią pojechałyśmy zająć miejsce, a potem Tata z Hanią dojechali. Dziwnie tam jest, bo albo się przychodzi na konkretne godziny albo kto pierwszy ten lepszy, co miało zawsze miejsce. I tak też uczyniliśmy my, jednocześnie wpychając się przed ludzi. No cóż trudno się mówi.
Pani Neurolog jak zwykle uśmiechnięta, wysłuchała nas, popatrzyła na Hankę, poprosiła, żeby pokazać co ona umie. I tu były wielkie kręte schody. Hanka się tak zablokowała, że jej "złamanie" graniczyło z cudem. I jak mam się tu pochwalić, że ona siedzi??? Powoli powoli wykonaliśmy wszystkie znane Żukowi pozycje a na końcu miałam "rzucić" Hanię na łóżko aby sprawdzić wyciągnięcie rąk - ruszyła się tylko lewa. Pochwaliliśmy się huśtawką, basenem, ćwiczeniami itd itp 
Przygotowaliśmy się tym razem wyśmienicie, o niczym nie zapomnieliśmy się zapytać. 
 Hanka zawiesza się od urodzenia praktycznie, jednak ostatnio znowu na to zwróciliśmy uwagę. Robiliśmy już dwukrotnie EEG głowy, ale trzeba to badanie powtarzać, bo może coś się pojawić w tak zwanym międzyczasie. Ponieważ Pani Neurolog przenosi się do innej placówki, to na cito robimy w CZD to badanie. Trochę się stresuję, zobaczymy co wyjdzie. Dodatkowo wykonaliśmy badania krwi. Hania dzielnie zniosła wkłucie, szkoda tylko, że jedna z Pań była mało delikatna i mamy siniaka dużego na rączce. Na szczęście krew szybko popłynęła i po chwili było po sprawie!
Kolejna ważna kwestia to nieszczęsny nootropil, podjęliśmy komisyjnie decyzję, że "chemii" nie chcemy wprowadzać. Czy prawidłowo, chyba nie :( Ostatnie dwa dni pokazały, że jednak nasza decyzja nie go końca była prawidłowa. Jest to lek, który poprawia krążenie i dzięki temu mózg sprawniej pracuje, co ma wpłynąć na pokazanie się mowy u Hani. No ale to lek. Jest coś podobnego co się nazywa eyeq i to są kwasy, coś podobnego jak tran, tzn też wpływa na poprawę krążenia, ale jest wspomagaczem. Terapeuci potwierdzają, nie dla nootropilu, jak najbardziej tak dla eya. 
Po badaniach rozpoczynamy przygodę z eyem :) Chociaż nie raz słyszałam jak rodzice narzekają, że dzieci zaczęły mówić ;)
Przyczajony tygrys ukryty smok
Dalej dzień był przyjemny. Tata Hani podrzucił nas do Babci, żebyśmy miały bliżej na kolejne zajęcia. Wysadził nas pod domem, przekazał bambetle i pomachał. No ok, śpieszy się do pracy niech mu będzie. Długo nie myśląc skierowałam się do bramy. I tu panika, jaki mają numer mieszkania??? Zawsze mylę numer domu z numerem mieszkania!!! Ufff była tabliczka przy bramie. Dziarsko wjeżdżam do bramy, dzwonię, drzwi otwierają się i ... 3 schodki przede mną. Olaboga jak ja wciągnę stingreya wraz z Hanką, toż to prawie 30kg chyba!!! Postękałam i byłam w środku. Winda, włączam i modlę się aby działała, na 4 piętro raczej bym nie dała rady wnieść te cuda. Działa, no to siup wchodzimy, o kurcze mieści się tylko 3/4 wózka! przecież go nie przetnę, nie złoże bo Hanka w środku. Kombinuję, kombinuję, wcisnęłam go bokiem. Wciągam brzuch, drzwi zamykają się i jedziemy. Luz. Najgorsze za mną, zaraz usiądę napiję się kawy i poćwiczę z Hanką. Błogie lenistwo!!! 1, 2, 3, 4 piętro. Otwieramy drzwi, Babcia już czeka i wjeżdżamy ..... przednimi kołami! A reszta gdzie??? Grzecznie się pytam. Nie no nie! I co teraz? Hanka już się cieszy, bawi na łóżko a ja sterczę na korytarzu i dumam co tu zrobić. Przecież nie zostawię go przy windzie, bo bym musiała wziąć stołek i razem z nim koczować te kilka godzin do ćwiczeń. Myśl kobieto puchu marny. 
Ulubiona forma picia choć wszystko wokół mokre :)
Dobra zdejmuję siedzenie, hmmm ale jak? czerwony przycisk no jest, naciskam, nic się nie dzieje. Po 5 minutach przypominam sobie o widełkach, pyk poszło :) Próbujemy wjechać bokiem, hahaha to by było za proste. Nie da się, no to zdejmujemy koła. Ale jak? Nie czytało się instrukcji, a tym bardziej nie wzięło ze sobą. Jest drucik, to może go nacisnę. Tadam!!! Zdjęte.
I tak po 20 minutach udało mi się zdjąć kurtkę i buty. Babcia z Hanką śmiały się do łez. Taki wózek a się zaklinował :) Widzę w tym jeden plus, tylko jeden : już wiem jak się go rozkłada :)
Popołudniowe ćwiczenia były super. To nic, że Hania leniwiec nie chciała początkowo współpracować, z Panią Agnieszką M miałyśmy o czym rozmawiać :) Również poruszyłyśmy sprawę dostymulowania Hani główki, i jest kolejny punkt dla eya. Pani AgnieszkaM podpowiedziała zabawy, pokazała jakie zabawki kupić, żeby Hanka też w domu ćwiczyła. Pokazała super książeczki "oczami maluszka" i tak sobie pogawędziłyśmy o zdolnościach Żuka. Całe zajęcia były dla mnie urocze. Czułam, że to jest odpowiednia terapia dla Hanki. Pani AgnieszkaM trafia super do Żuka i się nie poddaje, ma mnóstwo cierpliwości, a pomysłów jeszcze więcej. Mamy odwiedziny na terapii były mocno wskazane. Po zabawki/książeczki wybieram się jak najszybciej. A dziś udało mi się wykonać jedno zadanie. Nie wiem dlaczego po nim mam w całym domu ryż na podłodze :)
W przerwie między lekarzem porannym a Panią AgnieszkąM, udałam się na mały spacer i przyniosłam z niego wiosnę :) Trzy cebulowe kwiatki, które jak zakwitną to będzie oznaczało, że zimie podziękujemy i zaczną się dłuższe wiosenne dni. Tylko zapomniałam zabrać je do domu :(
Powrót do domu, zakończył się składaniem wózka. Trwało to 10 minut, było ciemno, zimno, i poddałam się po 30 sekundach. Wyłączyłam myślenie, dzięki czemu pstryk psrtyk pstryk i koła i siedzenie było założone. Jakież to proste - powiedział mi mąż. Mam nadzieję, że choć troszkę był ze mnie dumny. 
Dzień dzisiejszy opiszę później, czas spać, rano znowu pobudka o 6. Ehh gdzie te czasy kiedy na urlopie spało się do bólu? To se newrati ... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz